Posłannictwo chrześcijan

91/260

Wymowne ilustracje

Boża miłość została głęboko poruszona, by pomóc człowiekowi, a aniołowie dziwią się, gdy spoglądając na odbiorców tak wielkiej miłości dostrzegają jedynie powierzchowną wdzięczność i nie mogą zrozumieć, dlaczego ludzie ją tak płytko oceniają. Niebo jest oburzone lekceważeniem ludzkich dusz. Czy wiemy, jak na to zapatruje się Chrystus? Co czuliby ojciec i matka, gdyby wiedzieli, że ich dziecko zagubione w zimnie i śniegu, zostanie ominięte i pozostawione na zgubę przez ludzi, którzy mogli je uratować? Czy nie byliby straszliwie zasmuceni i oburzeni? Czyż nie oskarżyliby tych morderców w gniewie tak gorącym, jak ich łzy, z siłą równą ich miłości? Cierpienie każdego człowieka jest cierpieniem dziecka Bożego i ci, którzy nie wyciągają do ginących bliźnich swej pomocnej dłoni, wzbudzają Jego sprawiedliwy gniew. — The Desire of Ages 825; Życie Jezusa 593; 655.656 (wyd. IV). PCh 83.3

Czytałam o człowieku, który podróżując pewnego zimowego dnia w głębokim, tworzącym zaspy śniegu czuł, że coraz bardziej drętwieje z zimna, które powoli, niedostrzegalnie okradało go z sil witalnych. I gdy już prawie zastygł na śmierć w objęciach króla mrozu i miał zamiar zrezygnować z walki o życie, usłyszał jęki współtowarzysza podróży, który ginął z zimna, podobnie jak on. Współczucie kazało mu pośpieszyć na ratunek bliźniemu. Począł nacierać zlodowaciałe członki nieszczęśliwca i po niemałym wysiłku podniósł go na nogi, a ponieważ nie mógł ustać o własnych siłach, wziął go ze współczuciem w swoje ramiona, niosąc przez zaspy, o których myślał, że są dla niego nie do pokonania. A kiedy w końcu zaniósł współtowarzysza podróży w bezpieczne miejsce, nagle zrozumiał, że ratując swego bliźniego uratował także siebie. Gorliwość w ratowaniu drugiego poruszyła stygnącą w jego żyłach krew i wlała ożywcze ciepło w jego kończyny. Takie lekcje muszą być wciąż przekazywane ludziom, którzy niedawno poznali Prawdę, i to nie tylko teoretycznie, ale również dla przykładu, aby ich doświadczenie chrześcijańskie mogło przynieść takie same rezultaty. — Testimonies for the Church IV, 319.320 [Świadectwa dla zboru IV, 319]. PCh 83.4

Nie możesz zasklepiać się sam w sobie i być zadowolony z błogosławieństw, wypływających z poznania Prawdy. Kto przyniosł Prawdę do twego domu? Kto pokazał ci światło Słowa Bożego? Bóg nie po to dał ci swoje światło, byś je chował pod korzec. Czytałam o ekspedycji, którą wysłano na poszukiwanie Sir Johna Franklina. Odważni mężowie opuścili swoje domy i przemierzając morza północy znosili niedostatek, głód, zimno i cierpienie. Co było celem tej wyprawy? Po prostu honorowe odnalezienie ciał odkrywców lub, o ile byłoby to jeszcze możliwe, ocalenie od straszliwej i niechybnej śmierci tych, którzy zginą, jeśli nie otrzymają na czas pomocy. Gdyby zdołali ocalić chociaż jednego człowieka od zguby, wszystkie ich cierpienia bylyby nagrodzone, chociaż poświęcili wszystkie swoje wygody i szczęśliwe życie. PCh 84.1

Zastanów się nad tym i rozważ, jak niewiele jesteśmy zdecydowani poświęcić dla zbawienia drogocennych dusz, żyjących wokoło nas. Nikt nie żąda od nas, byśmy opuścili nasze domy i udali się w daleką i męczącą podróż, by tam ratować życie ginących śmiertelników. Tuż przy naszych drzwiach, z każdej strony znajdują się dusze, które mają być zbawione, dusze, które giną — mężczyźni i niewiasty, umierający bez nadziei, bez Boga — a jednak brak nam zainteresowania nimi i jeżeli nie słowami to naszymi czynami zdecydowanie mówimy: “Czyż jestem stróżem mojego brata?” Ludzie, którzy starając się ratować innych utracili swoje życie, są wychwalani przez świat jako bohaterowie i męczennicy. Jak my, mający nadzieję życia wiecznego, powinniśmy się czuć, jeśli nie ponosimy tych małych ofiar, jakich żąda od nas Bóg dla zbawienia dusz? — The Review and Herald, 14 sierpień 1888. PCh 84.2

W pewnym mieście w Nowej Anglii kopano studnię. Gdy już była prawie gotowa, ziemia obsunęła się i przysypała jednego człowieka, który znajdował się na dnie. Ogłoszono alarm i mechanicy, rolnicy, kupcy, prawnicy natychmiast pospieszyli na ratunek. Chętne ręce przyniosły liny, drabiny, łopaty i szpadle. Wokoło słychać było wołanie: “Ratujcie, ratujcie go!” PCh 84.3

Ludzie pracowali energicznie i zdecydowanie, aż pot ściekał im kroplami z czoła i ręce drżały z wysiłku. W końcu opuszczono rurę, przez którą wezwano zakopanego, by jeśli jeszcze żyje, odezwał się. “Żyję, lecz pospieszcie się. Tutaj jest okropnie”, brzmiała odpowiedź. Z okrzykami radości wznowili swoje wysiłki, aż w końcu dotarli do zasypanego i uratowali go, a okrzyk, który wznieśli, zdawał się przebijać niebiosa. “Jest uratowany!” — echem odbijało się po ulicach miasta. PCh 85.1

Czy ta gorliwość i entuzjazm nie były zbyt wielkie, aby uratować jednego człowieka? Oczywiście, że nie, lecz czymże jest strata życia doczesnego w porównaniu z utratą wiecznego życia? Jeśli groźba utraty życia wzbudza w sercach ludzkich tak głębokie uczucia, to czy utrata życia wiecznego nie powinna wzbudzić jeszcze głębszej troski w ludziach, którzy mówią, iż zdają sobie sprawę z niebezpieczeństwa, na jakie wystawieni są ci, którzy żyją bez Chrystusa? Czyż słudzy Boży nie powinni wykazać tak wielkiej gorliwości w pracy dla zbawienia dusz, jak ta, którą okazano podczas ratowania życia człowieka zasypanego w studni? — Gospel Workers 31.32 [Słudzy ewangelii 23]. PCh 85.2