Świadectwa dla zboru IV

44/94

Wizyta w Oregonie

Dziesiątego czerwca w niedzielę kiedy mieliśmy wyruszyć do Oregon miałam atak bólu serca. Moi przyjaciele sądzili że to przekreśla plany mego wysiłku ale uważałam że odpocznę gdy dostanę się na pokład łodzi. Postanowiłam że będę pisała podczas podróży. S4 286.3

W towarzystwie znajomej damy i brata J. N. Loughborough wyjechałam do San Francisco po południu 10. czerwca na pokładzie parowca “Oregon”. Kapitan Conner, który sprawował dowództwo na tym wspaniałym parowcu, był bardzo uprzejmy wobec swych pasażerów. Kiedy minęliśmy Golden Gate i wypłynęliśmy na ocean był on bardzo burzliwy. Wiał przeciwny nam wiatr, parowiec przebijał się z mozołem gdy ocean wydawał się być w furii z powodu silnego wiatru. Przyglądałam się zachmurzonemu niebu, wzburzone fale sięgały wysokości gór a kropelki wody odbijały się jak kolory tęczy. Widok był zaiste wspaniały lecz napawał trwogą kiedy pomyślałam o tajemnicach głębin. Morze jest straszliwe w swym gniewie. Ale jest jakaś tajemnicza piękność we wznoszeniu się i opadaniu ryczących fal. Mogłam dostrzec pokaz mocy Bożej poruszającej niespokojne wody, przelewające się pośród wichru, który lizał fale wyniesione wysoko jak gdyby był w konwulsjach agonii. S4 287.1

Znajdowaliśmy się na pokładzie wspaniałej łodzi, rzuceni na łaskę wiecznie niespokojnych fal lecz niewidzialna moc trzymała w mocnym uścisku wody. Bóg posiada moc opanowania ich. Może je trzymać w dłoni całkowicie. Głębiny są posłuszne głosowi Stwórcy. “Aż dotąd wychodzić będziesz a dalej nie postąpisz a tu położysz nadęte wały twoje”. Joba 38,11 (BG). S4 287.2

Jakimż wspaniałym przedmiotem rozmyślań był szeroki majestatyczny ocean Pacyfiku! W wyglądzie stanowił coś przeciwnego swej nazwie. Był szalony, pełny furii. Gdy patrzyliśmy na niego ogólnie wydawało się że nie będzie żadnej siły go przywieść do porządku, że jest całkowicie pozbawiony jakiejkolwiek kontroli. Lecz Boże prawo jest tym czemu ten ocean jest posłuszny. Bóg wyważa fale i ustala ich dno. Gdy patrzyłam na niebiosa w górę i w wody znajdujące się w dole zapytałam: “Gdzież jestem i dokąd idę? Nic nie ma wokół mnie oprócz wzburzonych wód, jakże wielu wsiadało na statki i nigdy nie zobaczyło już zielonych pól i swych szczęśliwych domostw! Wpadli jak ziarenko piasku i w głębinach zakończyli swoje życie”. S4 287.3

Gdy patrzyłam na spienione fale, ryczące bałwany, przypomniała mi się scena z życia Jezusa kiedy uczniowie w posłuszeństwie rozkazowi Mistrza wypłynęli swą łodzią na drugi brzeg jeziora i wpadli w straszliwą burzę. Łódź nie była posłuszna ich woli i miotani byli na wszystkie strony usiłując jakoś płynąć lecz wreszcie zrezygnowani odłożyli wiosła. Spodziewali się ostatecznej zguby lecz kiedy burza i fale zmagały się ze śmiercią, Jezus, którego pozostawili na brzegu, pojawił się przed nimi idąc spokojnie pośród spienionych fal. Byli przerażeni bezużytecznością swych wysiłków i ukazywało się przed nimi beznadziejne położenie i spodziewali się zguby. Kiedy ujrzeli Jezusa kroczącego po falach, jeszcze bardziej się przestraszyli tłumacząc sobie to jako pewny zwiastun szybkiej śmierci. Krzyknęli z przerażeniem lecz zamiast spodziewanego zwiastuna śmierci, Jezus pojawił się jako poseł życia. Usłyszeli Jego głos ponad ryczącymi falami: “Jam jest nie bójcie się!” Mateusza 14,27. Jakże szybko zmieniła się sytuacja — od grozy i beznadziejności do radości, wiary i nadziei w obecności umiłowanego Nauczyciela! Tak więc uczniowie nie odczuwali już strachu, niepokoju i śmierci ponieważ Chrystus był z nimi. S4 288.1

Czy my mamy odmówić posłuszeństwa wobec tego źródła wszelkiej mocy, którego prawu posłuszne jest nawet morze i fale? Czy mamy bać się zaufać ochronie tego, który powiedział że nie opuści tych, którzy Mu ufają, ani nie upadnie nawet włos na ziemię bez Jego wiedzy. On powiedział że nie opuści ani jednego upadającego i nie będzie niezauważony przez naszego niebieskiego Ojca? S4 288.2

Kiedy prawie wszyscy udali się do swych kabin, ja pozostałam na pokładzie. Kapitan podał mi krzesło, na którym mogłam wygodnie się ułożyć i koce abym mogła okryć się przed wilgotnym powietrzem. Wiedziałam że jeśli będę w kabinie, będę chora. Przyszła noc, ciemność okryła morze, groźne fale rzucały naszym statkiem. Ten duży statek był jak maleńka łupinka pośród wód ale był pilnowany i ochraniany przez niebiańskich posłów, którzy wykonywali Boże rozkazy. Inaczej zostalibyśmy połknięci przez fale w jednej chwili a po naszym wspaniałym statku nie byłoby nawet śladu. Lecz Bóg, który karmi kruki, który ma policzone włosy na naszych głowach, nigdy o nas nie zapomina. Kapitan uważał że jest zbyt zimno abym pozostała na pokładzie. Powiedziałam mu że dopóki jest to bezpieczne pozostanę na pokładzie całą noc nie schodząc do kabiny gdzie podróżujące damy cierpiały na chorobę morską i tam gdzie byłabym pozbawiona świeżego powietrza. Na to on odpowiedział: Nie musi pani zajmować swojej kabiny. Pójdę poszukać jakiegoś miejsca dobrego do spania. Zostałam odprowadzona przez obsługę do górnego salonu gdzie na podłodze został położony materac. Chociaż wszystko to zostało zrobione w bardzo szybkim tempie, poczułam się jednak bardzo źle. Położyłam się na moim łóżku i nie wstałam z niego aż do następnego ranka w czwartek. W tym czasie tylko raz spożyłam posiłek, kilka łyżeczek herbaty i krakersy. S4 288.3

Podczas tej czterodniowej podróży co chwilę ktoś opuszczał swą kabinę blady, drżący, chwiejący się na nogach podczas wychodzenia na pokład. Nieszczęście było wypisane na każdej twarzy. Życie samo w sobie nie było pożądania godne. Wszyscy pragnęliśmy spokoju jakiego jednak nie mogliśmy znaleźć i pragnęliśmy dostrzec wreszcie coś co by się nie ruszało. Osobiste potrzeby były nieważne i nie brane pod uwagę. Mieliśmy też lekcję na temat tego jak mały jest człowiek. S4 289.1

Nasza podróż trwała pośród wzburzonego morza do momentu kiedy wpłynęliśmy do rzeki Columbia, która była gładka jak szkło. Pomagano mi wejść na pokład. Był cudowny poranek i pasażerowie wyszli na pokład jak chmura pszczół. Była to z początku godna pożałowania armia lecz ożywcze podmuchy wiatru i przyjemne promienie słońca po sztormach i burzach wkrótce przywróciły im radosne usposobienie i wesołość. S4 289.2

Ostatnią noc, w czasie której przebywaliśmy na pokładzie okrętu, spędziłam na dziękczynieniu memu niebiańskiemu Ojcu. Nauczyłam się lekcji jaka nigdy nie zostanie zapomniana. Bóg przemówił do mego serca burzą, a potem spokojem jaki nastąpił, czy nie mamy Go czcić? Czy człowiek może przedkładać swą wolę ponad wolę Bożą? Czy mamy być tak nieposłuszni wobec tak potężnego Władcy? Czy mamy wznosić się ponad Najwyższego, który jest źródłem wszelkiej mocy i z którego serca wypływa nieskończona miłość i błogosławieństwa dla stworzeń pod Jego opieką? S4 289.3

Moja wizyta w Oregon miała jeden szczególny cel. I tutaj spotkałam po rozłące trwającej cztery lata mych drogich przyjaciół: brata i siostrę Van Horn, których niemal uważaliśmy za nasze dzieci. Brat Van Horn nie dostarczał tak pełnych i przychylnych raportów ze swej działalności jakich mógł dostarczać. Byłam w związku z tym nieco zaskoczona i zdziwiona, z przyjemnością stwierdziłam że znalazłam sprawę Bożą w tak pomyślnej sytuacji w Oregon. Dzięki niezmordowanym wysiłkom tych misjonarzy zbór na tym terenie Adwentystów Dnia Siódmego wzrastał wzmacniając się o kilku duchownych działających na tym polu misyjnym. S4 290.1

Osiemnastego czerwca, we wtorek wieczór, spotkałam się z dużą liczbą przestrzegających sabat w tym stanie. Moje serce było pod wpływem Ducha Bożego. Dałam moje świadectwo o Jezusie i wyraziłam wdzięczność ze słodkiego przywileju jakim jest nasza ufność w Jego miłość i pragnienie aby Jego moc połączyła się z naszymi wysiłkami w celu ocalenia przed zgubą. Jeśli chcemy widzieć pomyślność dzieła Bożego, musimy czynić wszystko by Jezus mógł zamieszkać w nas, krótko mówiąc, musimy działać uczynkami Jezusa. Gdziekolwiek spojrzymy widzimy dojrzewające żniwa lecz pracowników jest niewielu. Poczułam że moje serce napełnia się pokojem Bożym i miłością dla Jego drogiego ludu, z którym odprawiałam nabożeństwo po raz pierwszy. S4 290.2

Dwudziestego trzeciego czerwca, w niedzielę, przemawiałam w zborze Metodystów w Salem na temat wstrzemięźliwości. Uwaga słuchaczy była wielka i mogłam w spokoju w sposób zdecydowany przemawiać na ten ulubiony przeze mnie temat. Poproszono mnie abym ponownie przemawiała w tym samym miejscu w niedzielę po spotkaniu obozowym lecz było to niemożliwe ze względu na chrypkę. Jednakże w następny wtorek przemawiałam ponownie w tym zborze. Zasypywano mnie wieloma zaproszeniami aby przemawiać na temat wstrzemięźliwości w wielu miastach i miasteczkach w Oregon lecz stan mego zdrowia nie pozwalał na przychylne traktowanie tych próśb. Stałe przemawianie, zmiany klimatu przyprawiały mnie o uciążliwą chrypkę. S4 290.3

Wzięliśmy udział w zgromadzeniu obozowym z najgłębszym zainteresowaniem. Pan dał mi siły i łaskę gdy stanęłam przed ludźmi i spojrzałam na inteligentną publiczność, moje serce było skruszone przed Bogiem. Było to pierwsze zgromadzenie obozowe organizowane przez naszych członków w tym stanie. Próbowałam przemawiać lecz moje przemówienie zostało przerwane przez płacz. Byłam bardzo niespokojna o mojego męża ze względu na jego biedne zdrowie. Kiedy przemawiałam stanął przede mną widok spotkania w zborze w Battle Creek a mój mąż był pośrodku w łagodnie żółtawej światłości Pańskiej padającej na niego i otaczającej go. Jego twarz nosiła znamię zdrowia i wydawał się być szczęśliwy. S4 291.1

Usiłowałam przedstawić zgromadzonym wdzięczność jaką powinniśmy odczuwać za czułą sympatię i wspaniałą miłość Bożą. Jego dobroć i chwała wyryła piętno w moim umyśle w niezapomniany sposób. Byłam prawie przygnieciona poczuciem jego nieporównywalnych zasług i dzieła jakie On ustanowił, nie tylko w Oregon ani w Michigan czy Kalifornii gdzie nasze ważne instytucje zostały zlokalizowane lecz również w innych krajach. Nigdy nie będę w stanie przekazać innym obrazu jaki żywo stanął przed mymi oczami w tym momencie. Na tę chwilę bowiem stanęła praca nasza przede mną, która przysłoniła mi widok zgromadzonej publiczności. Spotkanie i ludzie, do których się zwracałam zniknęły na moment z mojego umysłu. Światłość drogocenna, światłość niebios oświetliła wspaniałym blaskiem te instytucje, które są zaangażowane w uroczystej podniosłej pracy odbijającej promienie światłości jakie zsyła nam niebo . S4 291.2

Wszystko to podczas tego zgromadzenia obozowego mówiło i wskazywało mi na to że Pan jest bardzo blisko mnie. Kiedy się skończyło byłam bardzo osłabiona lecz wolna w Panu. Był to okres pożytecznej działalności i wzmacniania zboru w walce dla prawdy. Na krótko przed rozpoczęciem się zjazdu w czasie nocnych modlitw wiele rzeczy stanęło przede mną w wizji lecz nakazane mi zostało milczenie więc nie mogłam nikomu powiedzieć o tych sprawach. Po zamknięciu zgromadzenia otrzymałam w czasie nocy kolejne ważne objawienie się mocy Bożej. S4 291.3

W następną niedzielę po spotkaniu obozowym przemawiałam publicznie w parku. Miłość Boża napełniła moje serce i kazałam o prostocie naszej wiary. Moje serce było przepełnione miłością Jezusa i starałam się przedstawić Go w taki sposób aby wszyscy byli oczarowani pięknem Jego charakteru. S4 292.1

Podczas mego pobytu w Oregon odwiedziłam więzienie w Salem w towarzystwie brata i siostry Carter i siostry Jordan. Kiedy nadszedł czas posługi udaliśmy się do kaplicy, która była bardzo przyjemna dzięki czystemu powietrzu i światłu. Na sygnał dzwonu dwóch mężczyzn otwarło wielkie żelazne wrota, kaplica zaczęła się wypełniać więźniami. Drzwi zostały dokładnie za nami zamknięte i po raz pierwszy w moim życiu znalazłam się między murami więzienia. S4 292.2

Spodziewałam się zobaczyć odpychających w wyglądzie mężczyzn lecz zdziwiłam się że wielu z nich wydawało się bardzo inteligentnych a niektórzy wydawali się być zdolnymi. Byli ubrani w więzienną odzież a włosy mieli gładko uczesane buty błyszczące. Kiedy spojrzałam na te wszystkie oblicza stojące przede mną pomyślałam: Każdemu z tych mężczyzn dany został dar lub talent po to aby był użyty dla chwały Bożej i na pożytek ludziom lecz oni pogardzili darem niebios, zniesławili i niewłaściwie go użyli. Gdy spojrzałam na młodzieńców w wieku lat osiemnastu, dwudziestu i trzydziestu, pomyślałam o ich nieszczęśliwych matkach, o ich wstydzie i smutku jaki był częścią ich goryczy. Wiele serc tych matek zostało złamanych na skutek złego postępowania ich dzieci. Lecz czy one spełniły swój obowiązek wobec nich? Czy nie pobłażały im w ich niewłaściwym postępowaniu, czy nie uległy ich woli, czy nie zaniedbywały uczenia ich praw Bożych i Jego oczekiwań wobec nich? S4 292.3

Kiedy wszyscy się już zgromadzili brat Carter odczytał hymn. Wszyscy mieli książeczki i serdecznie przyłączyli się do śpiewu. Jeden muzykalny grał na organach. Następnie otworzyłam nabożeństwo modlitwą a potem ponownie wszyscy śpiewali. Przemawiałam słowami: “Patrzcie, jaką miłość dał nam Ojciec abyśmy dziatkami Bożymi nazwani byli. Dlatego świat nie zna nas iż Onego nie zna. Najmilsi! Teraz dziatkami Bożymi jesteśmy ale się jeszcze nie objawiło czem będziemy, albowiem ujrzymy Go tak jako jest”. 1 Jana 3,1.2. S4 292.4

Przedstawiłam im jak nieskończone poświęcenie uczynione zostało przez Ojca w niebie w daniu swego umiłowanego Syna za upadły świat aby mógł człowiek przez posłuszeństwo zostać nawrócony i stać się uznanym synem Bożym. I zbór i świat są wezwani by cieszyć się miłością, która wyrażona została w taki sposób że nie jest w stanie jej pojąć ludzkim rozumem i która nawet do zdumienia doprowadziła aniołów w niebie. Ta miłość jest tak głęboka, tak szeroka i tak wielka, że natchniony apostoł nie znalazł języka, w którym mógłby ją wyrazić wzywając zbór i świat do podziwiania jej i czynienia z niej tematu uwielbienia i rozmyślań. S4 293.1

Przedstawiłam moim słuchaczom grzech Adama w naruszeniu przykazań danych przez Ojca. Bóg uczynił człowieka sprawiedliwym, doskonale świętym i szczęśliwym lecz on utracił swe boskie umiłowanie i zniszczył swą własną szczęśliwość na skutek nieposłuszeństwa wobec ojcowskiego prawa. Grzech Adama pogrążył rodzaj ludzki w beznadziejności i desperacji. Lecz Bóg w swej cudownej miłości nie pozostawił człowieka na zgubę w jego beznadziejnym i upadłym stanie. Dał swego umiłowanego Syna na jego odkupienie. Chrystus przyszedł na świat, odziany w ludzkie ciało. Przyszedł na ziemię tam gdzie Adam upadł. Przeszedł próbę, którą Adam nie zdołał, pokonał każdą pokusę szatana i w ten sposób odkupił nas Jezus od upadku Adama. S4 293.2

Następnie mówiłam o długim pobycie Jezusa na puszczy. Grzech folgowania apetytowi i jego władza nad ludzką naturą nigdy nie są w pełni uświadamiane z wyjątkiem długiego postu Chrystusa kiedy studiuje się i rozumie moce z jakimi działał książę ciemności. Ludzkie zbawienie było stawką w tej grze. Czy szatan lub Odkupiciel wyjdzie z tej walki jako zwycięzca? Nie jesteśmy w pełni zrozumienia z jak wielkim zainteresowaniem aniołowie Boży obserwowali próby swego umiłowanego Dowódcy. S4 293.3

Jezus był kuszony na wszystkie sposoby tak jak my jesteśmy aby wiedział jak przyjść z pomocą tym, którzy są kuszeni. Jego życie jest naszym wzorem. To On pokazał przez swe dobrowolne posłuszeństwo że człowiek jest w stanie przestrzegać prawo Boże i że naruszenie tego prawa, nieposłuszeństwo wobec niego, zniewala go. Zbawiciel był pełen współczucia i miłości. Nigdy nie pogardzał prawdziwie wierzącym, czyniącym pokutę, jakkolwiek wielki byłby jego grzech lecz surowo ganił wszelką obłudę. Zna On wszystkie grzechy człowieka, zna wszystkie jego uczynki i czyta w jego sekretnych motywach jednakże nie odwraca się od niego mimo grzechów człowieka. Błaga i wstawia się za grzesznikiem i w pewnym sensie — ponieważ sam nosił słabość człowieczeństwa — stawia się w jego położenie. “Przetoż teraz, rozpierajmy się z sobą — mówi Pan. Choćby grzechy wasze jako szkarłat były, jako śnieg zbieleją. Choćby były jako karmazyn, jako wełna białe będą”. Izajasza 1,18. S4 294.1

Człowiek, który zatraca podobieństwo Boga w swej duszy przez skorumpowane życie, nie może przez daremne ludzkie wysiłki dokonać radykalnej zmiany w sobie samym. Musi przyjąć warunki ewangelii, musi zwrócić się do Boga poprzez posłuszeństwo wobec Jego prawa i poprzez wiarę w Jezusa Chrystusa. Od tego momentu jego życie musi być kierowane nowymi zasadami. Poprzez skruchę, wiarę i dobre uczynki może doskonalić sprawiedliwy charakter i oczekiwać przywilejów synostwa Bożego poprzez zasługi Jezusa. Zasady boskiej prawdy przyjmowane i przechowywane w sercu doprowadzą nas do wysokości moralnej doskonałości, której nie spodziewaliśmy się że jest dla nas możliwa do osiągnięcia. “Ale się jeszcze nie objawiło czym będziemy lecz wiemy iż gdy się On objawi podobni mu będziemy albowiem ujrzymy Go tak jako jest. A ktokolwiek ma tę nadzieję, w Nim oczyszcza się jako i On czysty jest”. 1 Jana 3,2.3. S4 294.2

Oto jest praca do wykonania przez człowieka. Musi spojrzeć w lustro Bożego prawa aby dostrzec ułomności swego moralnego charakteru i odłożyć swe grzechy obmywając szatę charakteru w krwi Baranka. Zawiść, pycha, złość, oszustwo, upór i przestępstwo będzie wyczyszczone z serc, przyjmie miłość Chrystusa i kształtować będzie nadzieję by być jak On, kiedy ujrzymy Go takim jakim jest. Religia Jezusa oczyszcza i uszlachetnia tego, który ją wyznaje, bez względu na to w jakim kręgu i na jakim stanowisku się znajduje. Ludzie, którzy stali się oświeceni chrześcijaństwem, wznoszą się do poziomu coraz lepszych charakterów w większej moralnej i psychicznej sile. Ci, którzy upadli i zostali zdegenerowani przez grzech i przestępstwo, mogą przez zasługi Zbawiciela być podniesieni do pozycji nieco niższej od aniołów. S4 294.3

Lecz wpływ religii i nadziei nie poprowadzi grzesznika do tego aby spojrzał na zbawienie dokonane przez Chrystusa jako na akt dobrowolnej łaski kiedy trwa w swym uporze kontynuowania życia pełnego naruszeń praw Bożych. Kiedy światłość prawdy opada na jego umysł i w pełni uświadamia sobie wymagania Boże jak również w pełni ocenia zakres swego przestępstwa, dopiero wówczas może zmienić swe postępowanie, stać się lojalnym wobec Boga poprzez siłę otrzymaną od Zbawiciela i wieść nowe czyste życie. S4 295.1

W Salem, gdzie zapoznałam się z bratem i siostrą Donaldson, dowiedziałam się że pragną oni aby ich córka wróciła do Battle Creek wraz z nami i wstąpiła na uczelnię. Jej zdrowie było bardzo słabe i było dla nich bardzo trudnym oddzielić się od niej, ich jedynej córki, ale potrzeby jej duchowego rozwoju skłoniły ich do tak dużego poświęcenia. A my byliśmy bardzo szczęśliwi kiedy na ostatnim obozowym spotkaniu w Battle Creek to drogie i miłe dziecko zostało ochrzczone w imię Jezusa. Oto jest kolejny dowód ważności i pożytku posyłania dzieci do Szkoły Adwentystów Dnia Siódmego gdzie mogą bezpośrednio być pod zbawiennym wpływem. S4 295.2

Nasza podróż z Oregon była burzliwa lecz nie byłam już tak chora jak w drodze do Oregon. Statek “Idaho” nie rzucał na boki lecz kołysał się łagodnie. Byliśmy bardzo uprzejmie traktowani na jej pokładzie. Uczyniliśmy wiele pożytecznych znajomości i rozdaliśmy nasze publikacje różnym pasażerom a to prowadziło do pożytecznych rozmów. Kiedy przybyliśmy do Oakland stwierdziliśmy że jest wystawiony już namiot i że sporo ludzi zapoznaje się z prawdą pod wpływem działania Healey'a. Przemawialiśmy kilkanaście razy w namiocie. W sabat oraz w niedzielę zbory w San Francisco i Oakland zgromadziły się razem i mieliśmy bardzo interesujące, pożyteczne nabożeństwo. S4 295.3

Byłam bardzo niespokojna o mój udział w zjeździe obozowym w Kalifornii ponieważ nadchodziły pilne wezwania abym wzięła udział w zgromadzeniu obozowym na Wschodzie. Gdy stan rzeczy na Wschodzie został mi przedstawiony, wiedziałam że muszę nieść świadectwo wszędzie, szczególnie moim braciom w Nowej Anglii i tam wziąć udział w konferencji, tak więc uważałam że nie mogę pozostać dłużej w Kalifornii. S4 296.1