Świadectwa dla zboru IV

42/94

Obozowe zgromadzenie

Około ósmej w piątek wieczorem dojechaliśmy do Bostonu. Następnego ranka złapaliśmy pierwszy pociąg do Groveland. Kiedy przybyliśmy na miejsce zgromadzenia, deszcz padał dosłownie strumieniami. Brat Haskell działał energicznie w tym czasie i doprowadził do dobrze przygotowanego zgromadzenia. Na polu postawionych było czterdzieści siedem namiotów, oprócz trzech olbrzymich namiotów z jednym przeznaczonym dla nabożeństw w wymiarach 80 x 120 stóp. Nabożeństwa sobotnie spotykały się z największym zainteresowaniem. Zbór odnawiał się i umacniał kiedy grzesznicy i odstępcy uświadomili sobie istotę swego niebezpieczeństwa. S4 278.3

W niedzielę rano pogoda była dalej pochmurna lecz zanim ludzie się zeszli, wyjrzało słońce. Łodzie i pociągi wylewały swą żywą zawartość tysiącami. Brat Smith kazał na temat jutrzenki. Temat był szczególnie interesujący i ludzie słuchali z głęboką uwagą i zainteresowaniem. Po południu trudno się było przebić do mojej mównicy poprzez gęsty tłum. Gdy tam dotarłam, przede mną rozpościerało się morze głów. Olbrzymi namiot był pełny, tysiące stało na zewnątrz tworząc żywy mur o dużej szerokości. Moje płuca i gardło dokuczały mi bardzo, jednakże wierzyłam że Bóg mi pomoże w takiej ważnej sytuacji. Kiedy przemawiałam, moje bóle i osłabienie ustąpiło gdy uświadomiłam sobie że przemawiam do ludzi, którzy moich słów nie traktują jak bajek. Rozważania zajęły ponad godzinę i cały czas uwaga słuchaczy na nich się koncentrowała. Kiedy zaczęto śpiewać na zakończenie, niektórzy z przedstawicieli grupy Wstrzemięźliwości w Haverhill zwrócili się do mnie z prośbą abym podobnie w ten sposób jak obecnie przemówiła do nich i do ich towarzystwa w poniedziałek wieczór. Mając umówione zgromadzenie w Danvers zmuszona byłam odmówić. S4 279.1

W poniedziałek rano zanosiłam modlitwy w naszym namiocie w intencji mego męża. Przedstawiliśmy jego sprawy Wielkiemu Lekarzowi. To były cenne chwile, pokój niebios spoczął na nas. Takie słowa zaszyły mi się do myśli: “To jest zwycięstwo, które zwyciężyło świat, wiara nasza” (1 Jana 5,4) a wszyscy odczuliśmy błogosławieństwo Boże spoczywające na nas. Potem zgromadziliśmy się w wielkim namiocie, mój mąż przemawiał krótki czas ale cenne słowa z serca zmiękczonego i ogarniętego głębokim rozumieniem łaski Bożej i Jego dobroci. Pragnął wiernym w prawdzie uświadomić że jest ich przywilejem przyjmować pewność łaski Bożej do swych serc i że wielkie prawdy, w które wierzymy, powinny uświęcać życie, uszlachetniać także charakter i mieć zbawiający wpływ na świat. Oczy pełne łez wśród ludzi słuchających go pokazywały że ich serca zostały dotknięte i zmiękczone tymi uwagami i myślami. S4 279.2

Następnie dalej kontynuowaliśmy pracę, którą rozpoczęliśmy w sabat a cały poranek został spędzony na pracy szczególnej dla grzeszników i tych, którzy się sprzeniewierzyli i dla tych dwustu, którzy przyszli aby się za siebie modlić, począwszy od dziesięcioletnich dzieci do siwych mężczyzn i niewiast. Ponad dwadzieścia osób spośród tej grupy po raz pierwszy postawiły swoje nogi na tej drodze. Po południu trzydzieści osiem osób zostało ochrzczonych a większa część postanowiła się ochrzcić w swoim rodzinnym zborze. S4 280.1

W poniedziałek wieczór w towarzystwie brata Canrighta i kilku innych znaleźliśmy pociąg jadący do Danvers. Mój mąż nie był w stanie mi towarzyszyć. Kiedy wyzwoliliśmy się z tłoku obozowego zgromadzenia, uświadomiłam sobie że jestem chora i czuję się słaba, jednakże pociąg pędził szybko wioząc nas na spotkanie w Danvers. Tu musiałam stanąć przed całkiem obcymi ludźmi, których umysły były pełne uprzedzeń na skutek fałszywych opowiadań i obelżywych kłamstw. Pomyślałam że jeśli będę miała siłę głosu i będę wolna od bólów serca, będę bardzo wdzięczna Bogu. Te myśli i uczucia głęboko chowałam w sobie i w wielkim cierpieniu cicho zaczęłam wzywać Boga. Byłam zbyt słaba by pozbierać moje myśli i uporządkować je w odpowiednich słowach lecz czułam że muszę otrzymać pomoc i modliłam się o nią z całego serca. Muszę mieć fizyczne i psychiczne siły jeśli mam przemawiać tego wieczoru. W cichej modlitwie mówiłam stale: “Zawierzam moją bezradną duszę Tobie. O Boże, mój Wybawco. Nie opuszczaj mnie w godzinie potrzeby”. S4 280.2

Kiedy czas spotkania zbliżał się, mój duch zmagał się w modlitwie o siłę i moc od Boga jakby gwałtem. Kiedy ostatnią pieśń odśpiewano, wyszłam na podium. Stałam słaba wiedząc że jeśli jakikolwiek sukces zostanie odniesiony w mojej pracy, stanie się to jedynie przez siły Wszechmocnego. Duch Pana spoczął na mnie kiedy zaczęłam przemawiać. Jak uderzenie prądem odczułam to w mym sercu i cały ból natychmiast ustąpił. Cierpiałam na bóle migrenowe, one natychmiast ustąpiły. Moje podrażnione gardło i objęte chorobą płuca przestawałam odczuwać. Lewe ramię i ręka stały się prawie bezużyteczne na skutek bólu serca lecz teraz wróciło właściwe czucie. Mój umysł był czysty, moja dusza pełna światłości i miłości Boga. Aniołowie Boży wydawali się stać po każdej stronie jak ściana ognia. S4 280.3

Namiot był pełen, około dwustu osób stało na zewnątrz nie mogąc znaleźć dla siebie miejsca w jego wnętrzu. Rozpoczęłam przemówienie od słów Chrystusa jakie wypowiedział w odpowiedzi na pytanie zakonnika jakie jest większe przykazanie zakonu. “Będziesz miłował Pana Boga twego ze wszystkiego serca twego i ze wszystkiej duszy twojej i ze wszystkiej myśli twojej”. Mateusza 22,37. Błogosławieństwo Boże spoczęło na mnie i moje bóle i słabości odeszły. Przede mną byli ludzie, z którymi mogłam się nie spotkać aż do dnia ostatecznego i pragnienie ich zbawienia przywiodło mnie do żarliwego przemawiania w bojaźni Bożej abym nie była winna ich upadku, ich krwi. Wielkie uniesienie towarzyszyło moim wysiłkom, zajęło ono godzinę i dziesięć minut. Jezus był moim pomocnikiem i Jego imię będzie miało całą chwałę. Publiczność słuchała z wielką uwagą. S4 281.1

Wróciliśmy do Groveland we wtorek i znaleźliśmy obóz zwinięty, namioty poskładane, nasi bracia żegnali się i gotowi byli wsiadać do pociągu by wrócić do swoich domów. Zanim opuściliśmy tę ziemię, bracia Canright i Haskell, mój mąż, siostra Ings i ja znaleźliśmy kawałek miejsca dla wspólnej modlitwy za błogosławieństwa, zdrowie i łaska Pana spoczęły bardziej obficie na moim mężu. I wszyscy czuliśmy potrzebę pomocy dla mojego męża podczas gdy tak wiele wezwań przychodziło z różnych kierunków by głosić kazania. Ta wspólna modlitwa była bardzo cenna i słodki pokój i radość jakie na nas spoczęły były naszym zapewnieniem że Bóg wysłuchał nasze prośby. Po południu brat Haskell zabrał nas do swego powozu i wyruszyliśmy do South Lancaster wypocząć w jego domu przez pewien czas. Woleliśmy w ten sposób podróżować uważając że będzie to lepsze dla naszego zdrowia. S4 281.2

Mieliśmy codziennie boje z mocami ciemności lecz nie poddaliśmy naszej wiary ani też nie popadliśmy w zniechęcenie. Mój mąż z powodu choroby był przygnębiony a szatańskie pokusy wydawały się bardzo niepokoić jego umysł. Lecz nie pojawiła się u nas ani jedna myśl że możemy zostać zwyciężeni przez wroga. Niemniej jednak niż trzy razy przedstawialiśmy jego sprawę Wielkiemu Lekarzowi, który leczy zarówno duszę jak i ciało. Każde nabożeństwo modlitewne było dla nas szczególnie cenne i przy każdej sposobności mieliśmy specjalne objawienie światłości i miłości Bożej. Kiedy prosiliśmy Boga w imieniu mego męża, pewnego wieczoru w domu Br. Haskella Pan “wydawał się być między nami”. Było to łączenie się w modlitwie jakiej nigdy nie zapomnę. Pokój wydawał się być rozjaśniony obecnością aniołów. Chwaliliśmy Pana z całego naszego serca i ustami. Jedna z sióstr zapytała, czy to jest widzenie czy to są niebiosa? Nasze serca były w tak bliskim kontakcie z Bogiem że uznaliśmy iż te godziny są zbyt cenne aby je poświęcić na spanie. Udaliśmy się wprawdzie na spoczynek lecz prawie całą noc przebyliśmy na rozmowach i rozmyślaniu nad dobrocią i miłosierdziem Boga i chwaliliśmy Go z wielką radością. S4 282.1

Zdecydowaliśmy się pojechać na zjazd do Vermont prywatnie przez część drogi ponieważ uważałam że tak będzie lepiej dla mojego męża. W południe stanęliśmy obok toru kolejowego, rozpaliliśmy ogień, przygotowaliśmy obiad i rozpoczęliśmy modlitwę. Te cenne godziny spędzałam w towarzystwie brata i siostry Haskell, siostry Ings i siostry Huntley i nie zostaną one nigdy zapomniane. Nasze modlitwy docierały do Boga przez całą naszą drogę z South Lancaster do Vermont. Po podróży trwającej trzy dni przesiedliśmy się do pociągu i w ten sposób dokończyliśmy podróż. S4 282.2

Nabożeństwo w Vermont miało szczególne znaczenie. Pan dał mi siły przemawiać do ludu raz dziennie. Daję przykład z tego nabożeństwa z kazania brata Uriah Smith's wydrukowanego w Review and Herald: S4 282.3

“Brat i siostra White i brat Haskell byli obecni na tym zgromadzeniu ku wielkiej radości naszych braci. W sobotę, 8. września, poświęcono cały dzień na szczególne modlitwy o brata Whita i jego stanu zdrowia. To był dobry dzień. Było wiele natchnionych modlitw i uduchowionych i ważnych rozmów tak że wszystko to nie poszło na marne. A błogosławieństwa Pańskie były z Jego ludem w obfitości. W sobotę po południu siostra White przemawiała z wielkim zapałem i z wielkim sukcesem. Około stu ludzi wyszło aby modlić się wspólnie wyrażając w ten sposób bardzo głęboką wolę i pragnienie spotkania się z Panem”. S4 283.1

Z Vermont udaliśmy się prosto do New York na obozowe zgromadzenie. Pan dał mi wielką moc w przemawianiu do ludzi lecz niektórzy nie byli przygotowani do tego aby wynieść korzyść z takiego nabożeństwa. Nie byli też w stanie uświadomić sobie swego stanu i nie pragnęli żarliwie spotkać się z Panem wyznając swe nieposłuszeństwa i odrzucając grzechy. Jednym z ważnych powodów było to że bracia zgromadzeni na nabożeństwie obozowym czuli się przeciążeni swymi troskami życia. Mamy do czynienia z wielką stratą gdy te przywileje nie są udoskonalane. S4 283.2

Wróciliśmy z Michigan a po kilku dniach pojechaliśmy do Lansing by tam wziąć udział w nabożeństwie, które trwało dwa tygodnie. Tu pracowałam bardzo energicznie i byłam w tym wzmacniana przez Ducha Świętego. Tak wielce zostałam pobłogosławiona mogąc kazać do studentów i działając dla ich zbawienia. To było niezapomniane spotkanie. Duch Boży był obecny od samego początku do końca. Radowaliśmy się bardzo widząc zbawienny wpływ Boga w tym nabożeństwie. Po spędzeniu kilku tygodni w Battle Creek zdecydowaliśmy się na wyjazd do Kalifornii. S4 283.3