Świadectwa dla zboru I
Rozdział 102 — Szkic doświadczenia
Od 19. grudnia 1866 roku do 25. kwietnia 1867 roku
Przekonawszy się z pełną satysfakcją, że mój mąż nie wyjdzie z przedłużającej się choroby pozostając w bezczynności oraz, że nadszedł w pełni czas, abym wystąpiła naprzód i dała świadectwo ludowi, zdecydowałam się przeciwstawić sądowi i radom zboru w Battle Creek, którego w owym czasie byliśmy członkami, rozpocząć turne po północnym Michigan z mężem w bardzo słabym stanie w najsurowszą zimę. Wymagało to niemałej odwagi moralnej i wiary w Boga, by przywiódł mnie do decyzji zaryzykowania tak wiele zwłaszcza, że stałam sama, jako, że wpływ zboru — łącznie z osobami stojącymi na czele pracy w Battle Creek — był skierowany przeciwko mnie. S1 570.2
Ale wiedziałam, że miałam do wykonania pracę i wydawało mi się, że szatan jest zdecydowany powstrzymać mnie od jej wykonania. Czekałam długo aby nasza niewola została odwrócona i obawiam się, że cenne dusze zostaną stracone, jeżeli dłużej nie włączą się do pracy. Pozostawanie dłużej poza polem pracy wydawało mi się gorsze od śmierci i gdybyśmy się odsunęli, moglibyśmy tylko zginąć. Tak więc 19 grudnia 1866 roku wyjechaliśmy w śnieżycę z Battle Creek do Wright w Hrabstwie Ottawa, Michigan. Mój mąż wytrzymał długą i surową podróż dziewięćdziesięciu mil znacznie lepiej niż się obawiałam i wydawał się także w dobrym stanie kiedy dotarliśmy do naszego starego domu w Brother Root's, kiedy opuszczaliśmy Battle Creek. Zostaliśmy miło przyjęci przez tę drugą rodzinę brata Root i opiekowano się nami tak troskliwie i czule, jak chrześcijańscy rodzice mogą się troszczyć o swoje chore dzieci. S1 570.3
Znaleźliśmy ten zbór w słabym stanie. Wśród znacznej grupy jego członków nasiona niezgody i niezadowolenia jeden z drugiego zapuszczały głębokie korzenie i opanował ich duch tego świata. Pomimo ich niskiego stanu cieszyli się pracą naszych kaznodziei tak bardzo, że byli głodni strawy duchowej. Tu rozpoczęła się nasza pierwsza efektywna praca od czasu choroby mojego męża. Tutaj rozpoczął pracę jak w dawnych latach, chociaż był bardzo słaby. Przemawiał przez trzydzieści i nawet czterdzieści minut przed południem zarówno w sobotę jak w pierwszy dzień tygodnia, a ja wypełniałam resztę czasu, a następnie każdego dnia około półtorej godziny po południu. Słuchano z największą uwagą. Zauważyłam, że mąż stawał się silniejszy, jaśniejszy i bardziej skoncentrowany w swoich wykładach. Kiedy pewnego razu przemawiał przez całą godzinę z pełną jasnością i mocą, obarczony całym ciężarem pracy tak jak wtedy, kiedy dawniej przemawiał, przepełniło mnie uczucie wdzięczności nie do opisania. Powstałam przed zgromadzeniem i prawie przez pół godziny usiłowałam z płaczem dać temu wyraz. Zgromadzenie to odczuło głęboko. Czułam się pewna, że był to dla nas świt lepszych dni. S1 570.4
Pozostaliśmy z tymi ludźmi przez sześć tygodni, a przemawiałam do nich dwadzieścia pięć razy, a mój mąż — dwadzieścia. W czasie postępowania prac z tym zborem zaczęły się przede mną otwierać indywidualne przypadki i zaczęłam dla nich pisać świadectwa, które w całości, wyniosły sto stron. Później zaczęła się praca dla tych osób, kiedy przychodziły do brata Root, gdzie mieszkaliśmy, praca z niektórymi u nich w domu, ale przede wszystkim na nabożeństwach w domu modlitwy. Odkryłam, że w tym rodzaju pracy mój mąż był wielką pomocą. Jego doświadczenia w tym względzie, kiedy pracował ze mną w przeszłości, przygotowywały go do tego. I teraz, kiedy wszedł w nią ponownie, przejawiał całkowitą jasność myśli, zdrowego sądu i wierności w zajmowaniu się błądzącymi jak w dawnych czasach. W rzeczywistości żaden z dwóch naszych kaznodziei nie mógł mi tak pomóc jak on. S1 571.1
Wykonano wielkie i dobre dzieło dla tych drogich dusz. Wyznawali złe czyny swobodnie i całkowicie, została przywrócona jedność, a błogosławieństwo Boże spoczęło na tej pracy. Mąż pracował nad doprowadzeniem zboru do systematycznej dobroczynności tak w czynach jak i w darach do takich rozmiarów jakie powinny być przyjęte przez wszystkie nasze zbory, i jego wysiłki przyniosły takie rezultaty, że suma do wpłacenia do skarbnicy zborowej w ciągu roku doszła w tym zborze do trzystu dolarów. Ci członkowie zboru, którzy przechodzili ciężkie próby z powodu niektórych moich świadectw, zwłaszcza dotyczących spraw ubioru, całkowicie się ustabilizowali po usłyszeniu wyjaśnienia sprawy. Przyjęto reformę zdrowia i ubioru oraz złożono dużą sumę na Instytut Zdrowia. S1 571.2
Tutaj uważam za swój obowiązek stwierdzić, że kiedy praca ta była w toku, na nieszczęście jeden z bogatych braci ze Stanu Nowy Jork odwiedził Wright po pobycie w Battle Creek, i kiedy dowiedział się, że zaczęliśmy — w brew opinii, radzie zboru i tych którzy stali na czele dzieła w Battle Creek — działalność misyjną, rozpoczął opisywać mojego męża nawet przed tymi, z którymi pracowaliśmy najciężej, i przedstawiał go jako częściowo niespełnosprawnego, a w konsekwencji, że jego kazania nie posiadają żadnej wartości, jak powiedział mi brat Root — starszy tego zboru — że cofnięto dzieło przynajmniej o dwa tygodnie w tym miejscu. Dlatego oświadczyłam, że takie nieuświęcone osoby mogłyby się przyglądnąć, jak w swoim zaślepieniu wywierają wpływ w ciągu tylko jednej godziny, który może zmęczonym sługom Bożym przysporzyć całe tygodnie pracy w celu przeciwstawiania się temu wpływowi. Pracowaliśmy dla ludzi biednych i bogatych i szatan spostrzegł, że ten bogaty brat właśnie był tym człowiekiem, którego powinien użyć. Oby Pan go doprowadził do tego, by ujrzał i w pokorze umysłu wyznał swoje zło. Przez dwa następne tygodnie wytężonej pracy udało się nam z błogosławieństwem Bożym usunąć ten zły wpływ i dać temu drogiemu ludowi pełny dowód na to, że Bóg przysłał nas do niego. Dalszym rezultatem naszej pracy było ochrzczenie przez brata Wagonera siedmiu osób oraz dwóch następnych przez mojego męża w czasie naszej powtórnej wizyty w tym zborze. Brat z Nowego Jorku powrócił z żoną i córką do Battle Creek w takim stanie umysłu, który nie nadawał się do zdania prawidłowego sprawozdania z dobrej pracy w Wright czy do wspomożenia naprawy atmosfery w zborze w Battle Creek. Jak wynika z faktów, które wyszły na światło dzienne, zranił on zbór, a zbór zranił jego, kiedy w obopólnym zadowoleniu szerzyli od domu do domu jak najbardziej niekorzystne poglądy na nasze poglądy i na nasze postępowanie i czynili z tego przedmiot rozmów. Mniej więcej w tym czasie, kiedy ta okrutna praca miała miejsce, miałam następujący sen: S1 572.1
Odwiedzałam Battle Creek w towarzystwie osoby o rozkazujących manierach i pysznym sposobie zachowania się. We śnie obchodziłam domy naszych braci. Kiedy właśnie mieliśmy wyjść, usłyszeliśmy głosy zajęte poważną rozmową. Często wymieniano nazwisko mojego męża co zasmuciło mnie i zaskoczyło, kiedy usłyszałam tych, którzy twierdzili, że są naszymi najlepszymi przyjaciółmi, jak opisywali sceny i wydarzenia, które się wydarzyły podczas poważnej choroby mojego męża, kiedy jego siły umysłowe i fizyczne były w dużym stopniu porażone paraliżem. Zasmuciłam się, słysząc głos rzekomego brata z Nowego Jorku, wspomnianego wyżej, sprawozdający w poważny sposób i w przesadnym świetle wydarzenia, o których ci w Battle Creek nie wiedzieli, a kiedy, podczas gdy nasi przyjaciele w Battle Creek z kolei opowiadali te, które oni znali, zesłabłam i byłam we śnie bliska zemdlenia, kiedy ręka mojego towarzysza podtrzymała mnie i powiedziała: “Musisz słuchać. Musisz to wiedzieć nawet, jeżeli jest to ciężkie do zniesienia.” S1 573.1
W kilku domach, do których podchodziliśmy, ten sam temat był tematem ich rozmów. To było ich obecną prawdą. Powiedziałam: “O, tego nie wiedziałam! Nie przypuszczałam, że takie myśli istniały w sercach naszych przyjaciół, którzy byli nimi w dobrym i w złym, w cierpieniu, chorobie i w przeciwnościach. Obym tego była nigdy nie wiedziała! Uważalibyśmy ich za najlepszych i najszczerszych przyjaciół.” S1 573.2
Osoba towarzysząca powtórzyła te słowa: “Gdyby oni zechcieli tylko się całkowicie chętnie i szczerze, całym sercem zaangażować w rozmowę o swoim Zbawcy, zajmując się Jego nieporównywalnymi urokami, Jego bezinteresowną dobrocią oraz miłosiernym przebaczeniem, Jego współczującą czułością dla cierpiących, Jego cierpliwością i niewysłowioną miłością, o ile cenniejsze byłyby ich owoce.” S1 574.1
Wtedy odpowiedziałam: “Jestem zasmucona. Mój mąż się nie oszczędzał aby ratować dusze. Stał pod ciężarami aż go zgniotły, został powalony, załamany fizycznie i umysłowo, a zbieranie obecnie słów i uczynków oraz używanie ich do niszczenia jego wpływu, kiedy przyłożył Bóg swą rękę, aby go podtrzymać aby jego głos znów mógł być słyszalny, jest dziełem okrutnie złym.” S1 574.2
Anioł towarzyszący mojej osobie powiedział mi: “Rozmowa, w której Jezus i cechy Jego życia są tematami, odświeży ducha i przyniesie owoc ku światłości i życiu wiecznemu.” Zacytował następnie te słowa: “A dalej mówiąc bracia, cokolwiek jest prawdziwego, cokolwiek poczciwego, cokolwiek sprawiedliwego, cokolwiek czystego, cokolwiek przyjemnego, cokolwiek chwalebnego, jeśli która cnota i jeśli która chwała, o tem przemyśliwajcie.” Filipian 4,8. Słowa te wywarły na mnie takie wrażenie, że mówiłam na ich temat w następny sabat. S1 574.3
Praca w Wright była bardzo wyczerpująca. Troszczyłam się dużo o męża w ciągu dnia a czasami nawet nocą. Kąpałam go, zabierałam na przejażdżki i dwa razy — czy było zimno, burzliwie, czy przyjemnie — wychodziłam z nim na spacer do przyjaciół. Pisałam pod jego dyktando broszury dla “Przeglądu”, a także pisałam wiele listów jako dodatki do licznych stron świadectw osobistych a zwłaszcza nr 11 poza odwiedzaniem i przemawianiem tak często i długo jak tylko mogłam. Brat i siostra Root w pełni współczuli ze mną w moich próbach i pracach oraz doglądali z najczulszą troską zaspokojenia wszystkich naszych potrzeb. Często modliliśmy się aby Pan błogosławił im we wszelkich dobrach i zdrowiu jak i w łasce i sile duchowej. I czułam, że będzie im towarzyszyć szczególne błogosławieństwo. Chociaż od tego czasu nawiedziła ich dom choroba, jednak jak dowiaduję się od brata Root, cieszą się teraz lepszym zdrowiem niż przedtem. A między sprawami dóbr doczesnych donosi mi, że jego pola pszenicy dały mu dwadzieścia siedem buszli z jednego akra, a niektóre czterdzieści, podczas gdy średnia wydajność pól jego sąsiadów wyniosła tylko około siedmiu buszli na akr. S1 574.4
Dwudziestego dziewiątego stycznia 1867 roku opuściliśmy Wright i pojechaliśmy do Greenville w Hrabstwie Montcalm, pokonując odległość czterdziestu mil. Był to najzimniejszy dzień zimy i byliśmy zadowoleni, że znaleźliśmy schronienie od chłodu i burzy u brata Maynard. Ta droga rodzina powitała nas w swoich sercach i w domu. Pozostaliśmy w tej okolicy około sześć tygodni pracując ze zborami w Greenville i Orleans czyniąc z gościnnego domu brata Maynard naszą kwaterę główną. S1 575.1
Bóg dał mi swobodę przemawiania do ludzi i w każdym uczynionym wysiłku zdawałam sobie sprawę z jego podtrzymującej mocy. A kiedy się przekonałam całkowicie, że mam świadectwo do ludzi, które mogę przedstawić im w związku z pracami mojego męża, umocniłam się w wierze, że jeszcze powróci do zdrowia, aby pracować dla dobra sprawy i dzieła Bożego. Jego prace były czytane i odbierane przez ludzi, i był mi wielką pomocą. Bez niego mogłabym osiągnąć bardzo niewiele ale przy jego pomocy w sile Bożej byłam w stanie wykonać przypisaną pracę. Pan podtrzymywał go w każdym włożonym przez siebie wysiłku. Kiedy ryzykował ufając Bogu, nie zważając na swoją słabość, nabierał sił i z każdym wysiłkiem czuł się lepiej. Kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że mój mąż odzyskuje siły fizyczne i duchowe, wdzięczność moja była bezgraniczna, gdyż w perspektywie miałam to, że znowu będę wolna i będę mogła na nowo i głębiej zaangażować się w dzieło Boże, stojąc przy mężu i pracując razem z nim w kończącym się dziele dla ludu Bożego. Zanim się rozchorował, pozycja jaką zajmował w biurze zatrzymywała go tam przez większość czasu. A ponieważ nie mogłam podróżować bez niego, z konieczności byłam zatrzymywana w domu przez większość czasu. Czułam, że Bóg będzie go teraz błogosławił kiedy pracuje słowem oraz piórem i poświęca się szczególnie pracy nauczania. Inni mogli wykonywać pracę w biurze, a my byliśmy przekonani, że już nigdy ponownie nie będzie ograniczany, lecz będzie teraz mógł podróżować ze mną, abyśmy oboje mogli dać uroczyste świadectwo, jakie Bóg zesłał dla swojego ludu. S1 575.2
Czułam niski stan ludu Bożego i codziennie zdawałam sobie sprawę z tego, że dochodzę do kresu sił. Przebywając w Wright wysłaliśmy rękopis dla nr 11 do biura publikacji i przybierałam sił prawie w każdej chwili kiedy byłam na spotkaniach pisząc nr 12. Kiedy pracowałam dla zboru w Wright, byłam bardzo przeciążona zarówno fizycznie jak umysłowo. Czułam, że powinnam odpocząć, ale nie mogłam dojrzeć żadnej okazji do ulgi. Przemawiałam do ludzi kilka razy w tygodniu i pisałam wiele stronic świadectw osobistych. Spoczywał na mnie ciężar dusz a odpowiedzialność jaką odczuwałam była tak wielka, że mogłam spać tylko po kilka godzin w ciągu doby. S1 576.1
Kiedy tak pracowałam po wiele godzin przemawiając i pisząc, otrzymałam z Battle Creek listy o zniechęcającym charakterze. Gdy je przeczytałam czułam się niewypowiedzianie przygnębiona na duchu, prawie umierająca, co wydawało się przez krótki okres porażać moją energię życiową. Przez trzy noce prawie wcale nie spałam. Myśli miałam skłopotane i zmieszane. Ukrywałam swoje myśli tak dobrze jak mogłam przed mężem i tą współczującą rodziną u której bywałam. Nikt nie wiedział o mojej pracy ani o ciężarze kiedy się jednoczyłam z rodziną w modlitwie porannej i wieczornej, i pragnęłam złożyć ten ciężar na barki wielkiego Nosiciela brzemion. Ale moje prośby płynęły z serca ściśniętego bólem, a modlitwy były złamane i rozproszone z powodu żalu niemożliwego do opanowania. A krew uderzała mi do głowy powodując często, że kręciło mi się w głowie i prawie upadałam. Często miewałam krwotoki z nosa, zwłaszcza po uczynieniu wysiłku pisania. Byłam zmuszona do odłożenia na bok pisania, ale nie mogłam odrzucić ciężaru niepokoju i odpowiedzialności spoczywającego na mnie, kiedy zdawałam sobie sprawę z tego, że mam dla innych świadectwa, których nie jestem w stanie im przedstawić. S1 576.2
Odebrałam jeszcze jeden list informujący mnie, że uważano za najlepsze wyjście opóźnienie wydania nr 11 do czasu aż będę mogła napisać to co mi ukazano w związku z Instytutem Zdrowia, jako że osoby z kierownictwa tego przedsięwzięcia odczuwają wielki brak środków i potrzebują wpływu mojego świadectwa aby poruszyć braci. Wtedy właśnie napisałam część tego co mi ukazano w związku z Instytutem, ale nie mogłam wyczerpać całego tematu z powodu wysokiego ciśnienia krwi. Gdybym wiedziała, że nr 12 będzie tak bardzo opóźniony, w każdym razie nie byłabym w stanie wysłać tej części artykułu zawartej w nr 11. Przypuszczałam że po kilkudniowym odpoczynku będę mogła od nowa podjąć pisanie. Ale ku wielkiemu mojemu zmartwieniu odkryłam, że stan mojego umysłu uniemożliwia mi pisanie. Zaprzestałam pisania świadectw zarówno ogólnych jak i osobistych, i znajdowałam się w nieustannej rozterce, ponieważ nie mogłam ich pisać. S1 577.1
W tym stanie rzeczy podjęłam decyzję, że wrócimy do Battle Creek i pozostaniemy tam, i że tam dokończę nr 12, podczas gdy drogi były błotniste i w strasznym stanie. Mój mąż bardzo życzył sobie zobaczyć swoich braci w Battle Creek i rozmawiać z nimi i cieszyć się z nimi oraz pracować w dziele, które Bóg wykonał dla niego. Zabrałam swoje notatki i rozpoczęliśmy podróż. Po drodze odbywaliśmy dwa spotkania w Orange i otrzymaliśmy dowód na to, że zbór skorzystał i został zachęcony. My sami zostaliśmy odświeżeni przez Ducha Pańskiego. Tej nocy śniło mi się, że jestem w Battle Creek i wyglądam przez okienko w drzwiach i zobaczyłam grupę ludzi przychodzących po dwóch w stronę mojego domu. Grupa ta wyglądała poważnie i zdecydowanie. Znałam tych ludzi dobrze i odwróciłam się aby otworzyć drzwi do przedpokoju by ich przyjąć ale pomyślałam że popatrzę jeszcze raz. Wtedy scena zmieniła się. Grupa ta przedstawiała teraz wygląd procesji katolickiej. Jedna osoba niosła w ręce krzyż a druga trzcinę. A kiedy się zbliżyli osoba niosąca trzcinę zrobiła koło wokół domu powtarzając trzy razy: “Ten dom jest wyjęty spod prawa. Dobra muszą być skonfiskowane. Przemawiają oni przeciwko naszym świętym zarządzeniom.” Przeraziłam się i wybiegłam z domu przez północne drzwi i znalazłam się w środku grupy, z której znałam kilka osób, ale nie odważyłam się przemówić do nich ani słowa z obawy, że się zdradzę. Próbowałam znaleźć ustronne miejsce gdzie mogłam płakać i modlić się bez napotykania na przejmujący i pytający wzrok, gdziekolwiek się nie obróciłam. Powtarzałam często: “Gdybym mogła tylko to zrozumieć! Gdyby zechcieli mi powiedzieć co zrobiłam lub co powiedziałam! S1 577.2
Bardzo płakałam i modliłam się kiedy widziałam, że konfiskowano nasze dobra. Usiłowałam dostrzec współczucie lub sympatię dla mnie w oczach ludzi wokół mnie, i zauważyłam twarze kilku, o których pomyślałam, że przemówią do mnie, gdyby się nie obawiali, że będą obserwowani przez innych. Podjęłam jednak próbę ucieczki z tłumu ale widząc, że jestem obserwowana, ukryłam swoje intencje. Zaczęłam głośno płakać i powiedziałam: “Gdyby tylko zechcieli mi powiedzieć co zrobiłam lub co powiedziałam!” Mój mąż, który spał w łóżku w tym samym pokoju usłyszał jak płaczę głośno i obudził mnie. Moja poduszka była mokra od łez a ja byłam zupełnie na duchu przybita. S1 578.1
Brat i siostra Howe towarzyszyli nam do West Windsor gdzie zostaliśmy przyjęci i powitani przez brata i siostrę Carman. W sabat i w niedzielę spotkaliśmy się z braćmi i siostrami ze zborów znajdujących się w sąsiedztwie i mogliśmy swobodnie przedstawić im swoje świadectwo. Ożywiający duch Boży spoczął na tych, którzy czuli się szczególnie zainteresowani w dziele Bożym. Nasze spotkania konferencyjne były dobre i prawie wszyscy dali świadectwo, że zostali umocnieni i znacznie zachęceni. S1 578.2
Po kilku dniach znaleźliśmy się ponownie w Battle Creek po około trzy miesięcznej nieobecności. W sabat, 16 marca, mój mąż wygłosił przed zborem kazanie na temat “Uświęcenia”, z którego fonograficzne sprawozdanie zostało zamieszczone przez wydawcę “Przeglądu” i opublikowane w tomie 29, nr 18. Przemawiałam z dużą przejrzystością i dosadnie po południu i pierwszego dnia tygodnia przed południem. Złożyłam swoje świadectwo ze zwykłą swobodą do zboru w Newton i pracowaliśmy w zborze w Convis w następny sabat i pierwszego dnia tygodnia. Postanowiliśmy powrócić na północ i pojechaliśmy trzydzieści mil, ale zostaliśmy zmuszeni do powrotu z powodu stanu dróg. Mój mąż był ogromnie rozczarowany chłodnym przyjęciem w Battle Creek, ja także byłam zasmucona. Zdecydowaliśmy się, że nie będziemy temu zborowi przedstawiać świadectwa dopóki nie przedstawi lepszych dowodów na to, że pragnie naszych usług. Postanowiliśmy pracować w Convis i Monterey aż poprawi się stan dróg. Następnie dwa sabaty spędziliśmy w Convis i mamy dowód, że dokonano tam dobrego dzieła gdyż widać teraz tam najlepsze owoce. S1 579.1
Powróciłam do domu do Battle Creek jak zmęczone dziecko, które potrzebuje słów pocieszenia i zachęty. Zostaliśmy przyjęci z wielkim chłodem przez naszych braci, z którymi trzy miesiące wcześniej pożegnaliśmy się w doskonałej jedności, z wyjątkiem poglądu na wyjazd z domu. Pierwszej nocy spędzonej w Battle Creek śniło mi się, że pracowałam bardzo ciężko i podróżowałam w celu wzięcia udziału w wielkim spotkaniu i że byłam bardzo zmęczona. Siostry układały mi włosy i poprawiały sukienkę a ja zasnęłam. Kiedy się obudziłam, byłam zdumiona i oburzona kiedy stwierdziłam, że usunięto moje ubranie, a włożono na mnie stary ubiór, jakieś szmaty, części, powiązane i zszyte razem. Powiedziałam: “Co mi zrobiliście? Kto dokonał tego bezwstydnego dzieła usunięcia mojego ubrania i zastąpienia go szmatami żebraczymi?” Zdarłam i odrzuciłam te szmaty z siebie. Byłam zasmucona i z bólem zawołałam: “Przynieście mi z powrotem mój ubiór, który noszę od dwudziestu trzech lat, a którego nie splamiłam ani jeden raz. Jeżeli mi nie oddacie mojego ubrania, zwrócę się do ludzi, którzy mi pomogą i wrócą mi moje własne ubranie, które nosiłam przez dwadzieścia trzy lata.” S1 579.2
Ujrzałam wypełnienie tego snu. W Battle Creek spotkaliśmy się z opowieściami, które były puszczane w obieg aby nas zranić, a które nie zgadzały się z prawdą. Niektóre osoby czasowo przebywające w Instytucie Zdrowia oraz inne mieszkające w Battie Creek pisały listy do zborów w Michigan i do innych stanów wyrażając obawy, wątpliwości i insynuacje na nasz temat. Przepełniłam się smutkiem kiedy słuchałam zarzuty ze strony współpracownika, którego szanowałam, iż słyszeli z każdej strony rzeczy, które ja głosiłam tylko przeciwko zborowi w Battie Creek. Byłam tak zasmucona, że nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Odkryliśmy potężnego oskarżycielskiego ducha przeciwko nam. Kiedy całkowicie przekonaliśmy się o istniejących uczuciach, poczuliśmy tęsknotę za domem. Byliśmy tak rozczarowani i przygnębieni, że powiedziałam dwom naszym kierującym braciom, że nie odczuwam tu domu, ponieważ spotkaliśmy się z brakiem zaufania i zupełnym chłodem zamiast przywitania i zachęty, i że jeszcze muszą się nauczyć, że jest to sposób postępowania wobec tych, którzy załamali się pośród nich z powodu przeciążenia i poświęcenia sprawie Bożej. Później powiedziałam że sądzimy, iż powinniśmy wyjechać z Battie Creek i poszukać spokojniejszego domu. S1 580.1
Zasmucona na duchu ponad miarę pozostałam w domu, bojąc się wyjść gdziekolwiek pomiędzy członków zboru z obawy, że zostanę zraniona. W końcu, ponieważ nikt nie uczynił żadnego wysiłku aby ulżyć moim uczuciom, uważam za swój obowiązek zwołania pewnej liczby doświadczonych braci i sióstr i stanąć twarzą w twarz z historiami i plotkami, które krążyły na nasz temat. Przygnieciona i przygnębiona na wskroś bólem spotkałam się z zarzutami przeciwko sobie i przedstawiłam opis z naszej podróży na wschód trwającej cały rok oraz z bolesnych okoliczności towarzyszących tej podróży. Zaapelowałam do obecnych aby osądzili sami, czy mój związek z dziełem i sprawą Bożą doprowadziliśmy lub doprowadziłby mnie do lekceważącego mówienia o zborze w Battie Creek, z którego w najmniejszym stopniu nie wyrzekłam się w mym sercu. Czyż moje zainteresowanie w sprawie i dziele Bożym nie było tak wielkie, jak byłoby to możliwe w ich przypadku? Całe moje doświadczenie i życie były z nim związane. Nie miałam żadnego odrębnego zainteresowania poza dziełem Bożym. Zainwestowałam wszystko w tę sprawę i żadnej ofiary nie uważałam za zbyt wielką, aby ją wspomóc. Nie pozwoliłam sobie na przesadną troskę wobec moich ukochanych dzieci aby wstrzymywały mnie od wypełnienia obowiązku jak wymagał tego Bóg w swojej sprawie. Ale miłość macierzyńska pulsowała w moim sercu tak silnie jak w sercu każdej żyjącej matki, a jednak oddzieliłam się od moich maleńkich dzieci i pozwoliłam komuś innemu odgrywać wobec nich rolę matki. Przedstawiłam nieomylne dowody zainteresowania i poświęcenia w dziele Bożym. Przez swoje dzieła pokazałam jak była mi droga ta sprawa. Czy ktoś mógłby przedstawić silniejszy dowód niż ja? Czyż byli gorliwsi w sprawie prawdy? Ja byłam bardziej. Czy poświęcili się dla niej? Mogłabym udowodnić większe poświęcenie aniżeli ktokolwiek inny z żyjących zaangażowanych w dzieło Boże. Nie uważałam swego życia za drogie. Nie unikałam nagan, cierpienia ani trudności. Kiedy przyjaciele i krewni rozpaczali z obawy o moje życie, ponieważ pożerała mnie choroba — mój mąż przenosił mnie na swoich ramionach do łodzi, lub wagonu. Pewnego razu, po podróżowaniu na północy znaleźliśmy się w mieście Boston bez żadnych środków. Dwa lub trzy razy szliśmy piechotą siedem mil przez wiarę. Podróżowaliśmy tak daleko, jak moje siły na to pozwalały, a potem klękaliśmy na ziemi i modliliśmy się o siły aby iść naprzód. Otrzymywaliśmy je i byliśmy w stanie pracować szczerze dla dobra dusz. Nie pozwalaliśmy na to, aby jakakolwiek przeszkoda zatrzymała nas od spełnienia obowiązku lub oddzieliła od pracy. S1 580.2
Duch przejawiany na tym spotkaniu bardzo mnie zmartwił. Powróciłam do domu wciąż jeszcze obarczona, ponieważ osoby obecne tam nie uczyniły najmniejszego wysiłku aby mi ulżyć poprzez przyznanie, że źle mnie oceniły oraz że ich podejrzenia i oskarżenia przeciwko mnie były niesprawiedliwe. Nie mogli mnie potępić ani też nie uczynili żadnego wysiłku aby mi ulżyć. S1 582.1
Przez piętnaście miesięcy mój mąż był tak słaby, że nie nosił nawet zegarka, ani saszetki, ani końmi nie kierował kiedy wyjeżdżał. Ale w bieżącym roku zabrał swój zegarek, wziął i saszetkę, obecnie pustą z powodu naszych ogromnych wydatków i sam zaprzęgał i prowadził konie. Podczas swojej choroby przy różnych okazjach odmówił przyjęcia pieniędzy od braci w wysokości prawie tysiąca dolarów mówiąc im, że kiedy będzie w potrzebie, zawiadomi ich. W końcu zostaliśmy doprowadzeni do tego, że potrzebowaliśmy tego wsparcia. Mój mąż uważał za swój obowiązek sprzedać najpierw wszystko bez czego mogliśmy się obyć zanim staniemy się zależni od kogokolwiek. Posiadał parę rzeczy w biurze i rozrzuconych pomiędzy braćmi w Battle Creek, które zabrał i sprzedał, były one małowartościowe. Pozbyliśmy się rzeczy i mebli o wartości prawie stu pięćdziesięciu dolarów. Mąż próbował sprzedać też tapczan dla domu nabożeństw oferując dać dziesięć dolarów jej wartości ale nie mógł. W tym czasie padła nasza jedyna cenna krowa. Wtedy po raz pierwszy mój mąż odczuł, że mógł przyjąć pomoc i zaadresował notatkę do tego brata stwierdzając, że gdyby zbór uważał za przyjemność, aby wynagrodzić straty krowy, mógłby to zrobić. Ale nic tu nie uczyniono poza tym, że oskarżono męża o to, że na punkcie pieniędzy zwariował. Bracia znali go na tyle dobrze i wiedzieli, że nigdy nie prosiłby o pomoc gdyby nie został do tego zmuszony przez surową konieczność. A teraz kiedy to zrobił, osądzono uczucie jego i moje kiedy nie zwrócono żadnej uwagi na tę notatkę i na sprawę z wyjątkiem tego, że użyto jej, aby nas zranić w czasie wielkich potrzeb i nieszczęścia. S1 582.2
Na spotkaniu tym mój mąż pokornie wyznał, że nie miał racji w kilku sprawach tej natury, czego nigdy by nie powinien był zrobić i nigdy by też tego nie zrobił, gdyby nie obawa przed braćmi i pragnienie, aby być po prostu w porządku i w jedności ze zborem. To doprowadziło tych, którzy go ranili do tego, że w oczywisty sposób pogardzili nim. Zostaliśmy upokorzeni do samego pyłu i nad wyraz przygnieceni. W takim stanie rzeczy zaczęliśmy wypełniać nasze powołanie w Monterey. W czasie próby cierpiałam bardzo na duchu. Usiłowałam sobie wytłumaczyć dlaczego bracia nie rozumieją naszej pracy. Czułam całkowitą pewność, że gdy się spotkamy, będą wiedzieli z jakim duchem postępujemy i że Duch Boży w nich odpowie na to samo w nas, jego pokornych sługach, i że nastąpi jedność uczuć i sentymentów. Zamiast tego nie ufano nam i patrzono na nas podejrzliwie co było powodem największego zmartwienia, jakiego kiedykolwiek doświadczyłam. Kiedy tak myślałam, wtedy jak światło błyskawicy przyszła mi na myśl część widzenia danego mi w Rochester, 25 grudnia 1865 roku i natychmiast opowiedziałam to mężowi. S1 583.1
Ukazała mi się grupa drzew stojących blisko siebie w formie koła. Po drzewach tych wspinała się winorośl, która pokrywała ją na czubkach i spoczywała na nich tworząc altanę. Ujrzałam jak drzewa zaczęły się chwiać tam i z powrotem jak gdyby poruszone były potężnym wichrem. Jedna gałązka winna za drugą była strącona ze swojej podpory aż winorośl z drzew całkiem luźno zwisała z wyjątkiem kilku pędów, które czepiały się niższych gałęzi. Nadeszła wtedy jakaś osoba i oderwała pozostałe pędy winne, a winorośl upadła i leżała na ziemi rozłożona. S1 583.2
Mój ból i rozpacz, kiedy widziałam winorośl leżącą na ziemi, był nie do opisania. Wiele osób przechodziło i patrzyło z politowaniem na nią, a ja czekałam z niecierpliwością na przyjazną rękę, która by ją podniosła. Ale pomocy nie było, nie nadeszła z nikąd. Zapytałam, dlaczego żadna ręka nie podniosła winorośli. W tej chwili ujrzałam anioła, który poszedł do pozornie opuszczonego wina. Rozłożył ramiona i podłożył je pod winorośl i uniósł ją tak, że stała wyprostowana i powiedziała: “Unoś się w kierunku nieba i niech twoje pędy owijają się wokół Boga. Zostałaś wstrząśnięta z podpory ludzkiej. Możesz stać i rozkwitać bez niej, w sile Bożej. Opieraj się tylko na Bogu, a nigdy nie będziesz opierać się na próżno, ani też nie zostaniesz z tej podpory strząśnięta.” Odczułam niewysłowioną ulgę, prawie radość, kiedy ujrzałam opuszczoną winorośl, którą ktoś się zajął. Odwróciłam się do anioła i zapytałam, co to znaczy? Odpowiedział mi: “Ty jesteś tą winoroślą. Wszystkiego tego doświadczysz a potem, kiedy już wszystko to się wydarzy, w pełni zrozumiesz to podobieństwo wina. Bóg będzie ci pomocą w kłopotach”. Od tego czasu upewniłam się co do moich obowiązków i nigdy nie byłam bardziej swobodna w niesieniu świadectwa dla ludzi. Jeżeli kiedykolwiek czułam to, było to właśnie na tym spotkaniu. Mój mąż był także swobodny i jasny w swoich naukach, a świadectwem wszystkich było to, że mieliśmy wspaniałe spotkanie. S1 583.3
Po powrocie z Monterey, uważałam za swój obowiązek zwołania następnego spotkania, jako że moi bracia nie uczynili żadnego wysiłku, aby ulżyć mi i mojej depresji. Zdecydowałam się posunąć naprzód w sile Bożej i ponownie wyrazić wolę oraz uwolnić się od podejrzenia i plotek, krążących o nas. Dałam świadectwo i relacjonowałam rzeczy, które ukazano mi w przeszłości i teraźniejszości, ostrzegając ich o niebezpieczeństwach i ganiłam ich własny sposób postępowania. Stwierdziłam, że postawiono mnie w bardzo nieprzyjemnej sytuacji. Kiedy w widzeniu przedstawiono mi rodziny i poszczególne osoby, często się zdarzało, że to co mi było pokazywane w związku z nimi, było natury osobistej, gdy ganiłam skryte grzechy. Z niektórymi pracowałam miesiącami w związku ze złymi uczynkami, o których inni nic nie wiedzieli. Kiedy moi bracia widzą, że osoby te są smutne i słyszą, jak wyrażają wątpliwości co do przyjęcia ich przez Boga, a także uczucia przygnębienia, rzucają na mnie naganę, jak gdybym to ja była winna temu, że oni przechodzą próbę. Ci, którzy w ten sposób mnie potępiali, nie mieli najmniejszego pojęcia, o czym mówię. Protestowałam przeciwko temu, żeby niektóre osoby stały nad moim sposobem postępowania jak inkwizytorzy. Przypisane mi zostało bardzo nieprzyjemne zadanie — ganienie prywatnych grzechów. Gdybym miała na celu zapobiec podejrzeniom i zazdrości, podać pełne wyjaśnienie swojego postępowania i odkryć publicznie to, co powinno pozostać prywatnym, zgrzeszyłabym przeciwko Bogu i skrzywdziłabym poszczególne osoby. Muszę trzymać tajemnicę w naganach osobistych grzechów wyłącznie dla siebie, zamknięte we własnej piersi. Niech inni sądzą, co chcą, nigdy nie zdradzę zaufania położonego we mnie przez błądzących i pokutujących, ani też nie odkryję przed innymi tego, co powinno tylko być przedstawione winnym. Powiedziałam zebranym, że muszą zabrać ręce i zostawić mnie w spokoju, abym mogła działać w bojaźni Bożej. Opuściłam zgromadzenie zrzuciwszy wielki ciężar z siebie. S1 584.1
*****