Świadectwa dla zboru I

71/122

Rozdział 70 — Niebezpieczeństwo i obowiązki kaznodziejów

Ukazano mi, że w tej chwili więcej można osiągnąć w tych miejscach gdzie jest niewielu przebudzonych, niż na całkowicie nowych polach, chyba, że otwartość na prawdę jest bardzo dobra. Niewielu w różnych miastach, rzeczywiście wierzących w prawdę, wywrze wpływ i podniesie pytanie w związku ze swoją wiarą, a jeżeli ich życie jest przykładem, ich światłość zaświeci i będą mieli wpływ wśród zgromadzeń. A jednak ukazano mi miejsce, gdzie prawda nie była jeszcze głoszona, i ten teren powinno się wkrótce odwiedzić. Ale w tej chwili wielkim dziełem do wykonania jest zaangażowanie ludu Bożego do pracy i wywieranie świętego wpływu. Powinni oni odgrywać rolę robotników. Z mądrością, ostrożnością i miłością powinni pracować dla zbawienia sąsiadów i przyjaciół. Teraz objawiają się zbyt odległe uczucia. Nie bierze się i nie nosi ucierpienia Chrystusa w taki sposób, jak to powinno być. Wszyscy powinni odczuwać, że są stróżami swego brata, że w dużym stopniu są odpowiedzialni za dusze wokół siebie. Bracia błądzą, kiedy całą tą pracę pozostawiają kaznodziejom. Żniwo jest wielkie, a robotników mało. Ci, którzy mają dobrą opinię, których życie jest zgodne z wiarą, mogą być robotnikami. Rozmawiać mogą z innymi i przekazywać im doniosłość prawdy. Nie wolno im czekać na kaznodzieję i zaniedbywać oczywistego obowiązku, jaki Bóg im pozostawił do wykonania. S1 368.2

Niektórzy nasi kaznodzieje czują niewielką odpowiedzialność do wzięcia na siebie ciężaru dzieła Bożego i pracowania z niesamolubną miłością, która cechowała życie naszego Pana. Zasadniczo, kościoły są bardziej zaawansowane w gorliwości, niż niektórzy kaznodzieje. Wierzą w świadectwa, które Bogu spodobało się posłać i działają na ich podstawie, podczas gdy niektórzy kaznodzieje są daleko w tyle. Głoszą, że wierzą w objawione świadectwa, tym czasem czynią krzywdę przez robienie z nich przesądnych żelaznych zasad dla tych, którzy nie mieli żadnych doświadczeń w związku ze świadectwami, nawet oni sami nie starają się ich wypełnić. Powtarzają i cytują świadectwa, które całkowicie lekceważą. Postępowanie takich osób jest nielogiczne. S1 369.1

Lud Boży na ogół czuje jednomyślne zainteresowanie rozwojem prawdy. Z chęcią wspomagają tych, którzy pracując głoszą Słowo Boże. Ujrzałam, że jest obowiązkiem tych, którzy są odpowiedzialni za rozdzielanie środków, dopilnowanie, aby szczodrość zboru nie została w jakikolwiek sposób zmarnowana i roztrwoniona. Niektórzy z tych braci, latami pracują z przeciążonymi nerwami i zniszczonym zdrowiem. Co to spowodowało? — Nadmierna praca w przeszłości, aby zdobyć środki do życia, a teraz, kiedy dają część swych dóbr, które ich kosztowały tak wiele, jest obowiązkiem tych, którzy pracują każąc Słowo Boże, aby przejawiali gorliwość i samopoświęcenie równe przynajmniej temu, które okazują ci bracia. S1 369.2

Słudzy Boży muszą wyjść wolni. Muszą wiedzieć komu ufają. W Chrystusie i Jego zbawieniu jest moc wyzwolenia ludzi, i jeżeli nie będą wolni w Nim, nie mogą zbudować i gromadzić dusze w Jego zbór. Czy Bóg wyśle takiego człowieka, aby ratować dusze z ucisku szatana, kiedy jego własne nogi są zaplątane w sieci? Słudzy Boży nie mogą się wahać. Jeżeli ich stopy ślizgają się, jak mogą głosić tym o słabych sercach: “bądźcie mocni”. Bóg spowoduje, że Jego słudzy powstrzymują słabe ręce i wzmocnią chwiejnych. Ci, którzy nie są przygotowani na uczynienie tego, lepiej popracowaliby najpierw dla siebie i modlili się dopóki nie zostaną obdarzeni mocą z wysokości. S1 369.3

Bóg jest zlekceważony z powodu braku samozaparcia wielu Jego sług. Nie niosą na sobie ciężaru pracy. Wydaje się, że znajdują się w śmiertelnym osłupieniu. Aniołowie Boży stoją zdumieni i wstydzą się z powodu takiego braku samozaparcia i wytrwałości. Kiedy Autor naszego zbawienia pracował i cierpiał dla nas, i wyrzekał się samego siebie, Jego całe życie było jedną nieustanną sceną ciężkiej pracy i wyrzeczeń. Chociaż mógł spędzić swoje dni na ziemi łatwo i dostojnie, mógł korzystać z przyjemności tego życia, lecz On nie zważał na swoją wygodę. Żył po to, aby czynić innym dobrze. Cierpiał, aby wybawić innych od cierpienia. Wytrwał do końca i zakończył dzieło, które było mu dane do wykonania. Wszystko to było po to, aby nas wybawić od ruiny. A teraz czy to możliwe, abyśmy my — niegodny przedmiot tak wielkiej miłości — poszukiwali lepszej pozycji w tym doczesnym życiu, aniżeli była dana naszemu Panu? W każdej chwili i momencie naszego życia korzystamy z błogosławieństwa Jego miłości i z tego właśnie powodu nie możemy w pełni zdać sobie sprawy z głębi niewiedzy i nieszczęścia, z jakiego zostaliśmy wyrwani. Czy możemy patrzyć na tego, którego grzechy nasze przebiły, i nie będziemy chcieli wypić z nim gorzkiego kielicha poniżenia i cierpienia? Czy możemy patrzeć na ukrzyżowanego Chrystusa, i chcieć wejść do Jego królestwa w jakikolwiek inny sposób, niż przez wiele ucisków? S1 370.1

Kaznodzieje nie są całkowicie oddani sprawie Bożej tak jak wymaga od nich Bóg. Niektórzy sądzą, że los kaznodziei jest ciężki, ponieważ muszą być rozłączeni od rodziny. Zapominają o tym, że kiedyś było trudniej pracować, kiedy było bardzo niewielu przyjaciół prawdy, aniżeli teraz. Zapominają o tym i o tych, na których Bóg złożył ciężar pracy w przeszłości. Było zaledwie kilku, którzy przyjęli prawdę, jako wynik ciężkiej i żmudnej pracy. Wybrani słudzy Boży płakali i modlili się o jasne zrozumienie prawdy cierpiąc niewygody i wiele wyrzeczeń, aby zanieść ją innym. Postępowali krok za krokiem tak, jak Boża opatrzność wskazywała i torowała drogę. Nie zastanawiali się nad własną wygodą, ani cofali się przed trudnościami. Przez tych ludzi Bóg przygotował drogę i wyjaśniał prawdę każdemu szlachetnemu umysłowi. Wszystko było gotowe i dane w ręce kaznodziejów, którzy od tego czasu przyjęli prawdę, a jednak niektórym z nich nie udało się przejąć na siebie ciężaru dzieła. Szukają łatwiejszego losu, sposobu życia, pozycji wymagającej mniej samozaparcia. Ta ziemia nie jest miejscem odpoczynku chrześcijan, tym bardziej dla wybranych kaznodziejów Bożych. Zapominają o tym, że Chrystus zostawił swoje bogactwo i chwałę w niebie i przybył na ziemię, aby umrzeć za nas, dlatego nakazał nam miłować się wzajemnie tak, jak on nas ukochał. Zapominają o tym i o tych, dla których świat nie był nic wart, którzy tułali się w skórach zwierzęcych i cierpieli. S1 370.2

Pokazano mi rodzinę Waldensów i to, co wycierpieli dla swojej religii. Pilnie studiowali oni Słowo Boże i żyli zgodnie ze światłością, która była nad nimi. Byli prześladowani i zostali wypędzeni ze swoich domów, ich dobra zdobyte ciężką pracą, zostały im zabrane, a domy spalone. Uciekali w góry i cierpieli nieprawdopodobne cierpienia, znosili głód, zmęczenie, zimno i nagość. Jedynym odzieniem, jakie wielu z nich mogło zdobyć, były skóry zwierząt. A jednak rozproszeni i bez domu zgromadzali się, aby zjednoczyć głosy swoje w śpiewie i chwalić Boga, że są warci cierpienia za imię Chrystusa. Dowodem tego była odwaga, a jeden drugiego pocieszał i byli wdzięczni za swoją nędzną ucieczkę. Wiele ich dzieci chorowało i umarło z zimna i głodu, jednak rodzice nawet przez moment nie pomyśleli o porzuceniu swej religii. Cenili miłość i łaskę Bożą o wiele bardziej, aniżeli ziemskie wygody i bogactwa. Otrzymywali pocieszenie od Boga i z nadzieją spoglądali na nagrodę. S1 371.1

Ponownie pokazano mi Marcina Lutra, którego Bóg wybrał do wykonania szczególnego dzieła. Jak cenna była dla niego znajomość prawdy odkryta w Słowie Bożym! Jego umysł pragnął czegoś pewnego, na czym można zbudować swoją nadzieję, że Bóg będzie jego ojcem, a niebo domem. Nowe i cenne światło, które zaświeciło ze Słowa Bożego, było nieocenione i sądził, że jeżeli z tym Słowem wyjdzie, będzie mógł przekonać świat. Powstał przeciwko rozgniewanemu upadłemu kościołowi i umocnił tych, którzy razem z nim ucztowali nad bogatymi prawdami zawartymi w Słowie Bożym. Luter był wybranym przez Boga instrumentem, który zdarł powłokę obłudy z kościoła papieskiego i odsłonił jego zepsucia. Podniósł gorliwie głos i w mocy Bożej zawołał przeciwko mocy zła, i ganił grzechy istniejące u przywódców tego kościoła. Kiedy wydano rozkaz, aby go zabić, niezależnie gdziekolwiek by się nie znalazł, wydawał się być zostawiony miłosierdziu przesądnych ludzi, którzy byli posłuszni głowie kościoła katolickiego. Luter jednak z życiem swoim się nie liczył. Wiedział, że był wszędzie w niebezpieczeństwie, jednak nie drżał. Światłość, którą ujrzał i którą się karmił, była dla niego cenniejsza, aniżeli wszystkie skarby ziemi, była życiem. Wiedział, że ziemskie skarby zawiodą, lecz obfite prawdy otwarte dla jego zrozumienia, działającego w jego sercu będą żyć, i jeżeli ich posłucha, zaprowadzą go do nieśmiertelności. S1 372.1

Kiedy wezwano go do Augsburga, aby odpowiedział i bronił swojej wiary, usłuchał wezwania. Ten samotny, odważny człowiek, który wzburzył gniew księży i ludzi, został postawiony w stan oskarżenia przed tymi, przed którymi drżał cały świat — pokorny baranek, otoczony jednak przez wściekłe lwy, dla Chrystusa jednak i prawdy stał nieposkromiony, i ze świętą elokwencją, którą może natchnąć tylko prawda, podał powody swojej wiary. Wrogowie różnymi sposobami próbowali uciszyć odważnego obrońcę prawdy. Początkowo schlebiali mu i obiecywali, że zostanie wyniesiony i uhonorowany, lecz życie i honory dla niego były bez wartości, jeżeli miały być kupione za cenę poświęcenia prawdy. W jego rozumowaniu, jaśniej i czyściej świeciło Słowo Boże, nadając mu żywszego widzenia błędów, korupcji i obłudy papiestwa. Następnie wrogowie próbowali go zastraszyć i spowodować, że odrzuci swoją wiarę, lecz on odważnie stał w obronie prawdy. Był gotów umrzeć za swoją wiarę, gdyby Bóg tego wymagał, ale odrzucić prawdę — nigdy. Bóg uratował mu życie. Błagał aniołów, aby stali przy nim i udaremniali złość i cele wrogów, i przenieśli go nietkniętego przez ten burzliwy konflikt. S1 372.2

Spokojna i dostojna moc Lutra upokorzyła jego wrogów i zadała straszny cios papiestwu. Wielcy i dumni ludzie u władzy chcieli, aby jego krew wyrównała krzywdę, wyrządzoną w ich sprawie. Plany były ułożone, lecz ktoś potężniejszy od nich opiekował się Lutrem. Jego dzieło nie było skończone. Przyjaciele Lutra przyśpieszyli jego wyjazd z Augsburga. Opuścił miasto nocą na koniu bez uzdy, sam nieuzbrojony, bez butów i ostróg. Kontynuował podróż w wielkim zmęczeniu, aż znalazł się między przyjaciółmi. S1 373.1

Podobnie została rozbudzona pogarda papiestwa i postanowiono zatkać usta temu nieustraszonemu adwokatowi prawdy. Wezwali go do Worms i byli całkowicie zdecydowani zmusić go do zmiany i do odpowiedzenia za swoje szaleństwo. Był słaby na zdrowiu, lecz nie wymawiał się. Dobrze znał niebezpieczeństwa, które były przed nim. Wiedział, że jego potężni wrogowie użyją każdego środka, by go uciszyć. Domagali się jego krwi tak gorliwie, jak Żydzi krwi Jezusa Chrystusa. Jednak on zaufał Bogu, który zachował trzech szlachetnych młodzieńców w płonącym piecu i wyrwał ich. Nie troszczył się o siebie. Nie szukał własnej wygody, lecz martwił się, aby prawda, tak cenna dla niego, nie była wystawiona na obelgi bezbożników. Gotów był raczej umrzeć, aniżeli pozwolić zatriumfować jej wrogom. Kiedy wjechał do Wormacji, tysiące ludzi tłoczyło się wokół niego i szło w ślad za nim. Podniecenie było ogromne. Jedna osoba w tym tłumie śpiewała ostrym i żałosnym głosem pieśń pogrzebową, aby ostrzec Lutra przed tym, co go czekało. Lecz Reformator policzył już koszty i był gotowy przypieczętować swoje świadectwo krwią, jeżeli Bóg tak dopuści. S1 373.2

Luter już miał odpowiedzieć za swoją wiarę przed wymagającym zgromadzeniem i z wiarą zwrócił się do Boga z prośbą o siłę. Przez pewien czas jego odwaga i wiara były próbowane. Przedstawiono mu wszelkie rodzaje niebezpieczeństw. Posmutniał. Wokół niego zebrały się ciemne chmury i zakryły mu twarz Boga. Pragnął iść z ufną pewnością naprzód, że Bóg jest z nim. Nie mógł się zadowolić, dopóki nie zamknął się w Bogu. Ze strasznym okrzykiem wzniósł swoją modlitwę do nieba. Duch czasami w nim upadał, kiedy w wyobraźni wrogowie mnożyli się przed nim. Zadrżał przed tym niebezpieczeństwem. Ujrzałam, że Bóg w swej opatrzności przygotował go w ten sposób, aby nie zapomniał komu ma ufać, i aby nie wpadł w pychę i niebezpieczeństwo. Bóg przygotował go do wielkiego dzieła, jakie stało przed nim, użył go za swoje narzędzie. S1 374.1

Modlitwa Lutra została wysłuchana. Kiedy spotkał się z wrogami, powróciła mu odwaga i wiara. Stał łagodny jak baranek, otoczony przez możnych tego świata, którzy jak wściekłe wilki wpatrywali się w niego mając nadzieję, że wystraszą go swoją potęgą i wielkością. Lecz on otrzymał siłę od Boga i nie bał się. Wypowiadał z taką mocą i majestatem słowa, że jego wrogowie nie mogli nic mu uczynić. Przez Lutra przemawiał Bóg i On zgromadził audytorium rzekomych mądrych ludzi, aby mógł publicznie udaremnić ich mądrość, i aby wszyscy mogli zobaczyć siłę i stałość słabego człowieka, gdy opiera się na Bogu na swej wiecznej skale. S1 374.2

Spokojne zachowanie Lutra było w dużej sprzeczności z pasją i wściekłością, okazywanych przez tak zwanych wielkich ludzi. Nie mogli wystraszyć go tak, aby odwołał prawdę. W szlachetnej prostocie i spokojnej stałości stał jak skała. Sprzeciwy wrogów i ich wściekłość i groźby jak potężna fala odbijały się od niego i odpływały bez uczynienia jakiejkolwiek szkody. Pozostał niewzruszony. Martwili się, że ich potęga, przez którą drżeli królowie i szlachta, były tak pogardzane przez pokornego człowieka, dlatego pragnęli, aby odczuł ich gniew poprzez zatorturowanie go na śmierć. Lecz Ten, który jest potężniejszy od potentatów ziemskich, opiekował się tym nieustraszonym świadkiem prawdy. Bóg miał dla niego pracę do wykonania. Będzie musiał jeszcze cierpieć za tę prawdę, będzie musiał ujrzeć, jak przedziera się przez krwawe prześladowania. Będzie musiał zobaczyć, jak ubierana jest w worek pokutny i okryta naganą przez zaślepieńców. Będzie musiał żyć, aby ją usprawiedliwić i być jej obrońcą, kiedy potęgi ziemskie będą szukały sposobów, aby prawdę zniszczyć. Będzie musiał żyć, aby ujrzeć jej triumf i wyrywanie z błędów i przesądów papiestwa. Luter zdobył w Wormacji zwycięstwo, które osłabiło papiestwo, wiadomość o tym rozprzestrzeniła się na inne narody. Spowodowało to celny cios na korzyść Reformacji. S1 375.1

Przedstawiono mi kaznodziejów, którzy głoszą obecną prawdę w kontraście do prądów reformacji. Zwłaszcza gorliwe życie Lutra stawiano obok życia niektórych kaznodziei. On potwierdził swą stałą miłość do prawdy przez swoją odwagę, spokojną pewność, wyparcie się samego siebie. Doświadczał prób i poświęceń, a niekiedy cierpiał najgłębszy ból duszy, kiedy stawał w obronie prawdy, jednak nie szemrał. Polowano na niego jak na dzikie zwierzę, a jednak dla Chrystusa pogodnie wszystko zniósł. S1 375.2

Ostatnie poselstwo miłosierdzia polecono głosić pokornym i oddanym sprawie, wiernym sługom Bożym naszych czasów. Bóg prowadzi tych, którzy nie będą unikać odpowiedzialności i wkłada na nich ciężary i przez nich przedstawia swojemu ludowi plan systematycznej ofiarności, w której wszyscy mogą uczestniczyć i pracować w zgodzie. Ten system wprowadzony w życie, działa w cudowny sposób: On szczodrze utrzymuje kaznodziejów i dzieło Boże. Kiedy tylko kaznodzieje wycofali sprzeciw i zeszli z drogi dzieła Bożego, ludzie odpowiedzieli z głębi serca na wezwanie i uwielbili system wspierania dzieła. Wszystko jest ułatwione kaznodziejom, aby mogli pracować uwolnieni od kłopotów. Nasi ludzie wzięli się za to z zapałem i zainteresowaniem, którego nie znajdzie się w żadnym innym ugrupowaniu religijnym. Bóg nie jest zadowolony z kaznodziejów, którzy teraz skarżą się i nie poświęcają całej energii tej najważniejszej pracy. Nie ma dla nich wytłumaczenia, jednak niektórzy są oszukani i myślą, że poświęcają wiele, i że przeżywają ciężkie chwile, podczas kiedy naprawdę nic nie wiedzą o cierpieniu, samozaparciu czy potrzebie dzieła. Często mogą być zmęczeni, ale byłoby tak samo, gdyby zarabiali na życie pracą własnych rąk. S1 375.3

Niektórzy sądzą, że byłoby łatwiej pracować rękami, i często wyrażają takie życzenia. Osoby takie nie wiedzą co mówią. Oszukują samych siebie. Niektórzy mają bardzo drogie rodziny do utrzymania, o które muszą się starać, które nie umieją gospodarować. Nie zdają sobie z tego sprawy, że są dłużnikami dzieła Bożego i szafarzami swych domów oraz wszystkiego, co posiadają. Nie zdają sobie sprawy z tego, ile kosztuje życie. Gdyby podjęli pracę fizyczną, nie byliby wolni od zmęczenia i zmartwień. Pracując na utrzymanie swoich rodzin nie mogliby siedzieć bezczynnie na pogawędkach w domowym ognisku. Tylko niewiele godzin może spędzić z rodziną w domu człowiek, który jest zmęczony pracą by utrzymać rodzinę. Niektórzy kaznodzieje nie lubią męczącej pracy i żywią uczucie niezadowolenia do niej, co jest bardzo nierozsądne. Bóg zaznacza każdą myśl, słowo i uczucia szemrania. Niebo obraża się takim okazywaniem słabości i braku poświęcenia dla prawdy Bożej. S1 376.1

Niektórzy chętnie nastawiają ucha kusicielowi wypowiadając słowa niewiary, i w ten sposób zadają rany Bożej sprawie. Szatan rości sobie prawo do nich, gdyż z jego pułapki nie uciekli. Zachowują się jak dzieci, które zupełnie nie znają pomysłów kusiciela. Posiadali oni wystarczającą ilość doświadczeń, i powinni byli rozpoznać jego działanie. Zasugerował wątpliwości ich umysłom, a oni zamiast je natychmiast odrzucić od siebie sprzeciwiali się, dyskutowali z arcyoszustem i słuchali jego wywodów, jak gdyby byli zaczarowani przez starego węża. Kilka tekstów, które nie były dla nich całkowicie zrozumiane wystarczyło, aby zachwiać całą strukturę prawdy i zaciemnić najbardziej oczywiste fakty Słowa Bożego. Ludzie ci są błądzącymi śmiertelnikami. Nie posiadają doskonałej mądrości i znajomości całego Pisma. Niektóre wyjątki są poza zasięgiem umysłów ludzkich do czasu, aż Bóg zdecyduje w swojej mądrości otworzyć je. A szatan prowadzi ich drogą, która skończy się na pewno niewiernością. Pozwoli, aby ich niewiara zasłoniła, harmonijny i chwalebny łańcuch prawdy, i aby postępowali tak, jak gdyby ich sprawą było rozwiązanie każdego trudnego wersetu Pisma Świętego. Jeżeli nasza wiara nie umożliwiła im tego, uważali to za błąd. S1 377.1

Widziałam, że ci, którzy mają złe niewierzące serce będą wątpić, a w końcu będą uważać za szlachetną i właściwą rzecz wątpić w Słowo Boże. Ci, którzy krętactwo uważają za cnotę, mogą mieć dużo sposobności dla niedowierzania w natchnione prawdy Słowa Bożego. Bóg nikogo nie przymusza do wierzenia. Ludzie mogą wybrać albo opieranie się na dowodach, które On zechciał dać lub wątpić, kwestionować, a później zginąć. S1 377.2

Ujrzałam, że ci, którzy nawiedzani są wątpliwościami, nie powinni iść do pracy misyjnej. To, co jest w umyśle, musi wypłynąć, dlatego oni nie zdają sobie sprawy z efektów wyrażonej niewiary, czy najmniejszej wątpliwości. Szatan robi z tego strzałę z haczykiem. Działa jak powolna trucizna, która zanim ofiara uświadomi sobie niebezpieczeństwo, wpływa na cały system człowieka, podminowuje wszystkie dobre uczynki, i w końcu powoduje niemalże śmierć. Tak samo jest z trucizną wątpliwości i niedowiarstwa wobec faktów Pisma Świętego. Ktoś, kto ma wpływ, sugeruje innym to, co szatan zasugerował jemu, że jeden wyjątek Pisma zaprzecza drugiemu, i w ten bardzo chytry sposób, jak gdyby odkrył jakąś cudowną tajemnicę ukrytą przed wierzącymi i świętymi wszystkich czasów, rzuca mroki ciemności na ich umysły. Tracą wtedy upodobanie jakie kiedyś mieli dla prawdy i stają się niewiernymi. Wszystko to jest dziełem kilku wyszukanych wypowiedzi, które mają ukrytą moc, ponieważ wydaje się, że są związane z tajemnicą. S1 377.3

Jest to dzieło chytrego diabła. Ci, którzy są trapieni wątpliwościami i mają trudności, których nie mogą rozwiązać, nie mogą wpędzać innych słabych umysłów w tę samą rozpacz. Niektórzy stwarzali domysły lub mówili o swej niewierze, posuwając je dalej, niewiele myśląc o skutkach jakie to spowodowało. W niektórych przypadkach nasiona niewiary dały natychmiastowy skutek, w innych leżały zagrzebane tak długo, dopóki dana osoba nie przyjęła niewłaściwego kierunku, i nie dały miejsca wrogowi, a światłość Boża została jej odebrana i upadła pod potężnymi pokusami szatana. Wtedy ziarna niewiary zasiane tak dawno temu, wykiełkowały. Szatan je odżywia i przynoszą owoc. Wszystko to pochodzi od kaznodziejów [pastorów], którzy powinni stać w świetle, to ma potężny wpływ. I kiedy nie stali w wyraźnym świetle Bożym, szatan użył ich jako swoich wykonawców i przez nich wysyłał swe ogniste strzały w umysły ludzi słabych, nieprzygotowanych na odparcie tego, co pochodziło od kaznodziejów [pastorów]. S1 378.1

Widziałam, że kaznodzieje tak samo jak szeregowi ludzie, mają przed sobą bitwę w celu odparcia szatana. Kaznodzieja, który jest powołany przez Chrystusa, znajduje się w przerażającej pozycji, kiedy służy celom kusiciela, słuchając jego powabnych podszeptów, pozwalając mu na zniewolenie umysłu, prowadząc według jego woli nasz umysł. Największym grzechem kaznodziei w oczach Boga jest wypowiadanie swoich wątpliwości i wciąganie innych umysłów w ten sam ciemny kanał, pozwalając w ten sposób szatanowi na spełnienie podwójnego celu w kuszeniu go. Powodując zachwianie umysłu tego, którego postępowanie zachęciły jego pokusy, prowadzi następnie do zachwiania umysłu wielu innych ludzi. S1 378.2

Najwyższy czas, aby strażnicy Syjonu zrozumieli swoją odpowiedzialność i świętość swojej misji. Powinni odczuwać, że jeżeli nie wykonują dzieła, które Bóg im przeznaczył, znajduje się nad nimi wróg. Jeżeli stają się niewiernymi swojego powołania, zagrażają niebezpieczeństwu stada Bożego i wystawiają je na pośmiewisko naszych wrogów. O, cóż to jest za praca! Na pewno spotka się z wynagrodzeniem. Niektórzy kaznodzieje tak samo jak lud, potrzebują nawrócenia. Potrzebują rozbić się na kawałki i znowu złożyć od nowa. Ich praca w zborach jest gorzej niż stracona, i w ich obecnym słabym, chwiejnym stanie, milsze byłoby Bogu, gdyby zaprzestali swych wysiłków w pomaganiu innym, a pracowaliby własnymi rękami, aż się nawrócą, a wtedy będą mogli umacniać braci. S1 379.1

Kaznodzieje muszą powstać. Mówią, że są generałami w armii wielkiego króla, a jednocześnie sympatyzują z wielkim przywódcą buntowników i jego bandą. Niektórzy wystawili dzieło Boże i święte prawdy na zdeptanie przez zgraję rebeliantów. Usunęli tylko część swojej zbroi, a szatan w tym czasie wyrzuca swoje zatrute strzały. Umacniając ręce przywódców rebelii, osłabiali siebie, przez przechodzenie na stronę wroga i spowodowali, że szatan i jego piekielna klika podniosą butnie swoje głowy w triumfie, i będą się cieszyć ze zwycięstwa, które pozwolili mu odnieść. O, co za brak mądrości! Jakie zaślepienie! Cóż za szalony generał, który odsłania najsłabsze miejsca przed największym wrogiem! Jakże to niepodobne do postępowania Lutra! On był gotów poświęcić swoje życie, jeżeli zajdzie taka potrzeba, lecz prawdy — nigdy. Jego słowa brzmią: “Troszczmy się o to, aby ewangelia nie była wystawiona na obelgi bezbożników i przelejemy raczej krew w jej obronie, niż pozwolimy im triumfować. Kto powie, czy moje życie lub śmierć bardziej przyczyniłoby się do zbawienia braci?” S1 379.2

Bóg nie jest zależny od żadnego człowieka, jeśli chodzi o postęp Jego sprawy. Podnosi On i kwalifikuje ludzi, aby nieśli poselstwo światu. Ze słabości ludzkiej może uczynić doskonałą swą siłę. Potęga pochodzi od Boga. Płynna wymowa, elokwencja, duże talenty nie nawrócą ani jednej duszy. Wysiłki na ambonie mogą poruszyć umysły, oczywiste argumenty mogą być przekonywujące, lecz to Bóg daje wzrost. Pobożni ludzie, wierni i święci, ci którzy wypełniają w życiu codziennym to, czego nauczają, będą mieli dobry zbawienny wpływ. Skuteczna mowa, wygłoszona z ambony może mieć wpływ na umysły, lecz nieco nieostrożności ze strony kaznodziei na mównicy, przez brak powagi w mowie i prawdziwej pobożności, zniszczy jego wpływ i wywarte poprzednio dobre zaufanie i wrażenie. Nawróceni będą należeli do niego. W wielu przypadkach nie będą próbowali wznieść się wyżej od swojego kaznodziei. Nie będzie w nich gruntownej pracy serca. Nie są nawróceni do Boga. Praca ich jest powierzchowna, a wpływ ich wyrządzi krzywdę tym, którzy naprawdę szukają Pana. S1 380.1

Sukces kaznodziei w dużym stopniu zależy od jego zachowania za mównicą. Kiedy kończy kazać i opuszcza pulpit, jego dzieło nie jest zakończone, jest dopiero rozpoczęte. Potem musi wypełnić to, czego nauczał. Nie powinien działać nierozumnie, lecz pilnować się, aby coś, co powiedział lub polecił do zrobienia zostało wykonane, i nie było wykorzystane przez wroga, aby na sprawę Bożą nie zostało ściągnięte potępienie. U kaznodziei [pastorów] nigdy nie ma za wiele ostrożności, zwłaszcza przed młodymi. Nie powinni prowadzić lekkiej rozmowy, żartów, lecz pamiętać, że stoją na miejscu Chrystusa, i przez przykład muszą obrazować życie Chrystusa. “Albowiem współpracownikami Bożymi jesteśmy”. “A jako współpracownicy napominamy was, abyście nadaremnie łaski Bożej nie przyjmowali.” S1 380.2

Ukazano mi, że użyteczność młodych kaznodziejów, żonatych lub nie, często jest niszczona przez przywiązanie, okazywane im przez młode kobiety. Osoby takie nie zdają sobie sprawy z tego, że inne oczy też patrzą na nie, i że ich postępowanie może mieć tendencję do wyrządzenia wielkiej szkody wpływowi kaznodziei, któremu poświęcają tyle uwagi. Gdyby bardziej przestrzegano zasad przyzwoitości, byłoby znacznie lepiej zarówno dla nich, jak i dla ich kaznodziejów. Stawia go to w niewygodnej pozycji i powoduje, że inni patrzą na niego w niewłaściwym świetle. Jednak ujrzałam, że ciężar i odpowiedzialność dzieła spoczywa na naszych kaznodziejach. Powinni okazywać niesmak dla tych rzeczy, i jeżeli przyjmą sposób postępowania jakiego Bóg od nich wymaga, to nie będą długo niepokojeni. Powinni unikać każdego pozoru zła, a kiedy młode kobiety są bardzo towarzyskie, ich obowiązkiem jest danie do zrozumienia, że nie jest to miłe. Muszą odrzucać tę śmiałość, nawet jeżeli inni o nich pomyślą, że są nieuprzejmymi. Takie rzeczy powinny być piętnowane, aby bronić sprawy dzieła Bożego. Młode kobiety, które zostały nawrócone do prawdy i dla Boga, usłuchają tego napomnienia i zreformują się. S1 381.1

Kaznodzieja powinien iść w swoim prywatnym życiu w ślad za swoim powołaniem, osobiście walczyć o każdą duszę, wszędzie tam, gdzie jest ku temu okazja. Rozmawiajcie w ognisku rodzinnym i błagajcie dusze, aby szukały tych rzeczy, które przyczyniają się do pokoju ze współbliźnimi. Nasze dzieło wkrótce ma się tutaj skończyć, gdzie każdy człowiek odbierze wynagrodzenie stosowne do pracy. Ukazano mi nagrodę świętych — wieczne nieśmiertelne dziedzictwo, i widziałam, że ci, którzy najwięcej wycierpieli dla prawdy nie będą myśleli, że przeżyli ciężkie czasy, lecz odpowiednio docenią niebo. S1 381.2