Życie Jezusa

41/88

Rozdział 40 — Noc nad jeziorem

Rozdział napisany w oparciu o Ewangelię Mateusza 14,22-33; Marka 6,45-52; Jana 6,14-21.

Siedząc na polanie w wieczornym zmierzchu wiosennego dnia, ludzie jedli pożywienie dane im przez Chrystusa. Słowa usłyszane tego dnia przyjmowali jako głos Boga. Cuda uzdrowienia, których byli świadkami, były dla nich jedynie przejawem boskiej mocy. Ale cud z chlebem przemówił do każdego z nich. Wszyscy odnieśli z niego korzyść. Za dni Mojżesza na pustyni Bóg nasycił Izraela manną, czy więc Ten, który ich dziś nakarmił, był Tym, którego przepowiedział Mojżesz? Żadna ludzka siła nie była w stanie uzyskać z pięciu jęczmiennych chlebów i dwóch małych ryb pożywienia, które wystarczyłoby dla nasycenia kilku tysięcy głodnych ludzi. Toteż mówili między sobą: “Ten naprawdę jest prorokiem, który miał przyjść na świat”. ZJ 267.1

Przekonanie to rosło w ciągu całego dnia, a koronujący dzieło czyn dawał pewność, że długo wyczekiwany Wybawiciel jest wśród nich. Nadzieje narodu sięgały coraz wyżej. To jest Ten, który uczyni z Judei raj na ziemi, kraj mlekiem i miodem płynący, spełni wszelkie życzenia, złamie potęgę Rzymu, wyzwalając Judeę i Jerozolimę. On mógłby uzdrowić żołnierzy rannych w walce, dostarczyć całemu wojsku żywności, podbić narody i dać Izraelowi z dawna oczekiwaną władzę. ZJ 267.2

W swym entuzjazmie lud gotów był natychmiast ukoronować Go na króla. Widzieli, że nie usiłował ściągnąć na siebie uwagi i nie zabiegał o zaszczyty. Pod tym względem różnił się zasadniczo od kapłanów i przywódców, to zaś budziło w ludziach obawę, że nie będzie rościł pretensji do tronu Dawida. Po odbytej naradzie postanowiono ująć Go siłą i ogłosić królem Izraela. Uczniowie zgadzali się z większością, by uznać ich Mistrza za prawowitego spadkobiercę tronu Dawida. Twierdzili, że tylko skromność Chrystusa nakazuje Mu odrzucenie tego zaszczytu. Ich zdaniem to naród powinien sam wywyższyć swojego Wybawiciela. Niech aroganccy kapłani i przywódcy zostaną zmuszeni oddać cześć Temu, który przyszedł wyposażony w moc Boga. ZJ 267.3

Usiłowali z zapałem przeprowadzić swoje zamiary, lecz Jezus wiedział, na co się zanosi, i w przeciwieństwie do nich rozumiał skutki takiego działania. ZJ 267.4

Już teraz kapłani i rabini czyhali na Jego życie, oskarżając Go o odciąganie od nich ludzi. Próba osadzenia Chrystusa na tronie wywołałaby zamieszanie i powstanie, a to wywarłoby hamujący wpływ na rozwój duchowego królestwa. Ruch ten należało bezzwłocznie stłumić. Zwołując uczniów prosił, aby sprowadzili łódź i wracali natychmiast do Kafarnaum, pozostawiając Go samego, aby rozpuścił zebrany lud. ZJ 268.1

Nigdy dotąd żadne polecenie Chrystusa nie wydawało się tak trudne do spełnienia. Uczniowie wyczekiwali od dawna na powstanie ludowego ruchu, którego celem będzie osadzenie Jezusa na tronie, teraz nie mogli pogodzić się z myślą, że cały ten entuzjazm pójdzie na marne. Tłumy zgromadzone z okazji święta Paschy pragnęły ujrzeć nowego proroka, a Jego naśladowcy uznali tę okoliczność za najlepszy moment do osadzenia ukochanego Mistrza na tronie Izraela. W zapale tej nowej ambicji ciężko im przyszło odjechać, pozostawiając Jezusa na opustoszałym brzegu. Protestowali przeciw temu, lecz Jezus tym razem przemówił do nich w sposób tak kategoryczny, jak nigdy przedtem. Zrozumieli, że dalszy sprzeciw z ich strony będzie bezcelowy, i w milczeniu ruszyli ku jezioru. ZJ 268.2

Teraz Jezus wezwał tłum do rozejścia się, a rozkaz ten był tak stanowczy, że nikt nie odważył się go nie usłuchać. Słowa uwielbienia i uniesienia zamarły na ustach ludzi. Ich zamiar pochwycenia Go został przekreślony i radosny wyraz zniknął z ich twarzy. W tłumie tym nie brakowało mężczyzn odznaczających się bystrym umysłem i zdecydowaniem, lecz królewska postawa Jezusa i kilka cichych słów rozkazu wystarczyły do stłumienia wrzawy i udaremnienia ich planów. Ujrzeli w Nim moc przewyższającą wszelkie ziemskie autorytety i zmuszeni byli poddać się jej bezwarunkowo. ZJ 268.3

Gdy Jezus został sam, “odszedł na górę, aby się modlić”. Modlił się wiele godzin, wstawiając się do Boga nie za sobą, lecz za ludźmi. Prosił o pomoc, aby mógł objawić ludziom boski charakter swej misji i aby szatan nie zaciemniał ich umysłów i nie wypaczał ich osądu. Zbawiciel wiedział, że dni Jego osobistej działalności na ziemi zbliżają się do kresu i że niewielu spośród ludzi uzna Go za swego Odkupiciela. Z żarliwością i w rozterce duchowej Jezus modlił się za uczniów, którzy mieli być wystawieni na ciężkie próby. Żywione przez nich od dawna nadzieje, oparte na powszechnym złudzeniu, miały doznać najbardziej bolesnego i upokarzającego zawodu. Zamiast ujrzeć radosne wyniesienie Chrystusa na tron Dawida, mieli się stać świadkami Jego ukrzyżowania. To właśnie miało być Jego rzeczywistą koronacją. Lecz tej sprawy nie umieli sobie uświadomić i dlatego mieli być wystawieni na ciężkie, trudne do rozpoznania pokusy. Bez wstawiennictwa Ducha Świętego, który by oświetlił umysły i zwiększył ich możliwości pojmowania, wiara uczniów mogłaby zawieść. Jezus odczuwał boleśnie fakt, że ich koncepcja Jego królestwa ograniczała się w głównym stopniu do ziemskiej wielkości i zaszczytów. Z tego powodu ciężkie brzemię leżało na Jego sercu i słał błagania do Boga w gorzkiej udręce i łzach. ZJ 268.4

Uczniowie nie od razu odbili od brzegu, jak im kazał Chrystus. Wyczekiwali przez pewien czas, licząc że nadejdzie, lecz gdy noc poczęła zapadać, “wsiedli w łódź, i popłynęli na drugi brzeg morza do Kafarnaum”. Opuścili Jezusa z niezadowoleniem w sercu, bardziej zniecierpliwieni niż kiedykolwiek przedtem, odkąd uznali Go za swego Pana. Szemrali, że nie pozwolił na obwołanie Go królem. Wyrzucali sobie, że tak szybko ulegli Jego rozkazowi, rozumując, że tylko brak stanowczości uniemożliwił im osiągnięcie wytkniętego celu. ZJ 269.1

Zwątpienie opanowało ich umysły i serca. Przywiązanie do zaszczytów zaślepiło ich. Wiedzieli, że Jezus był znienawidzony przez faryzeuszy i tym goręcej pragnęli wywyższenia Go w sposób, jaki im wydawał się właściwy. Przyłączyli się do nauczyciela, który mógł czynić wielkie cuda, a mimo to byli oczerniani jako zwodziciele. Była to dla nich trudna do zniesienia próba. Czy już zawsze mają uchodzić za naśladowców fałszywego proroka? Czy Chrystus nigdy nie utwierdzi swojej królewskiej władzy? Dlaczego Ten, który rozporządza taką potęgą, nie objawi światu swej prawdziwej istoty i nie uczyni drogi swych uczniów mniej uciążliwą? Dlaczego nie uchronił Jana Chrzciciela przed gwałtowną śmiercią? W ten sposób rozumowali uczniowie Chrystusa, aż ogarnęła ich duchowa ciemność. Pytali, czy Chrystus nie jest samozwańcem, jak twierdzili faryzeusze. ZJ 269.2

Tego dnia uczniowie byli świadkami cudownych dzieł Chrystusa, które pozwalały sądzić, że niebo przybliżyło się do ziemi. Pamięć o tym cudownym, pełnym chwały dniu powinna była napełnić ich wiarą i nadzieją. Gdyby w swoich rozmowach zaczerpnęli z obfitości serc, pokusa nie miałby do nich dostępu. Lecz doznali uczucia rozczarowania. Słowa Chrystusa: “Pozbierajcie pozostałe okruchy, aby nic nie przepadło”, pozostały nie zauważone. Były to godziny wielkiego dla nich błogosławieństwa, lecz uczniowie już o nich nie pamiętali. Obecnie znaleźli się na wzburzonej wodzie. Ich myśli były też wzburzone i nierozsądne, a Pan obarczył ich jeszcze czymś, co strwożyło ich dusze i zajęło umysły. Bóg często tak czyni, gdy ludzie sami sobie przyczyniają ciężarów i zmartwień. Nie było powodów, dla których uczniowie mieliby teraz się martwić. Niebezpieczeństwo dopiero się zbliżało. ZJ 269.3

Rozpętała się nad nimi gwałtowna burza, do której nie byli przygotowani. Stanowiła ona jaskrawy kontrast z pogodą, jaka była tego dnia, dlatego też przestraszyli się, gdy w ich łódź uderzyła fala. Zapomnieli o swoim niezadowoleniu, niewierze i niecierpliwości. Każdy zaczął walczyć, aby uchronić łódź przed zatonięciem. Znajdowali się niedaleko od Betsaidy, gdzie mieli się spotkać z Jezusem. Były to miejsca niezbyt oddalone od siebie i przy normalnej pogodzie przebycie tej trasy łodzią wymagało zaledwie kilku godzin, lecz tym razem znosiło ich coraz dalej od miejsca przeznaczenia. Do czwartej nocnej straży pracowali przy wiosłach, a wreszcie całkowicie wyczerpani uznali się za straconych. Podczas burzy, w ciemnościach nocy, morze ukazało im ich całkowitą bezradność i wówczas zapragnęli obecności swego Mistrza. ZJ 269.4

Jezus nie zapomniał o nich. Ten, który czuwał na brzegu, widział ogarniętych przerażeniem ludzi, walczących z nawałnicą. Ani na chwilę nie spuścił z oczu swych uczniów. Z głębokim współczuciem oczy Jego szły w ślad za miotaną przez burzę i obarczoną tak drogim ładunkiem łodzią. Bowiem ci ludzie mieli stać się światłem dla świata. Jak matka z tkliwością czuwa nad swym dzieckiem, tak współczujący Mistrz czuwał nad losem uczniów. Gdy pokonane zostały ich serca, ujarzmione niezdrowe ambicje, a oni w pokorze zaczęli wzywać pomocy, została im ona udzielona. ZJ 270.1

W chwili, gdy uznali siebie za zgubionych, snop światła odsłonił przed nimi tajemniczą postać, idącą ku nim po wodzie. Nie wiedzieli jednak, że to był Jezus. Tego, który zbliżał się na ratunek, poczytali za wroga. Ogarnęło ich przerażenie. Ramiona, które prawie żelaznymi mięśniami trzymały wiosła, teraz osłabły, a łódź zdana na łaskę fal zaczęła się kołysać. Oczy wszystkich były przykute do postaci, która szła po białych, spełnionych grzbietach fal. ZJ 270.2

Pomyśleli, że oto zbliża się zjawa, która wróży im zagładę, i krzyczeli z przerażenia. Jezus zbliżał się w ten sposób, jakby chciał ich minąć, lecz wówczas poznali Go i poczęli błagać o ratunek. Ich ukochany Mistrz zwrócił się ku nim, a głos Jego uciszył ich strach: “Ufajcie, Jam jest, nie bójcie się”. ZJ 270.3

Gdy tylko zdali sobie sprawę z tego cudownego wydarzenia, Piotr nie mógł opanować radości. Jakby nie dowierzając, zawołał: “Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie. A On rzekł: Przyjdź”. ZJ 270.4

Wpatrzony w Jezusa Piotr szedł pewnym krokiem, lecz gdy zadowolony z siebie odwrócił się do swych towarzyszy siedzących w łodzi, oczy jego oderwały się od Zbawiciela. Wiał gwałtowny wiatr, a fale piętrzyły się wysoko, oddzielając go od Mistrza. Wtedy znów ogarnął go strach. Na chwilę Chrystus zniknął mu z oczu i wiara jego osłabła. Zaczął tonąć. I kiedy bałwany groziły śmiercią, Piotr oderwał wzrok od wzburzonych wód i przykuwając go do Jezusa, zawołał: “Panie, ratuj mnie”. Jezus uchwycił natychmiast wyciągniętą rękę i rzekł: “O małowierny, czemu zwątpiłeś?”. ZJ 270.5

Idąc obok siebie, z ręką Piotra spoczywającą w dłoni jego Mistrza, weszli razem do łodzi. Piotr był teraz onieśmielony i milczący. Nie miał powodu wywyższać się nad towarzyszami, gdyż przez brak wiary i samowywyższenie o mało nie stracił życia. W chwili, gdy oderwał oczy od Jezusa, stracił równowagę i zaczął pogrążać się w falach. Jakże często stajemy się podobni do Piotra w chwilach zwątpienia. Dzieje się tak dlatego, że zamiast wpatrywać się w Zbawiciela zaczynamy kierować wzrok na fale. Nasze kroki zaczynają się wtedy chwiać, a wzburzona woda zalewa nasze dusze. Jezus nie wzywał Piotra do siebie, aby go narazić na zagładę. Tak samo nie wzywa nas ku sobie, aby miał nas potem opuścić. “Nie bój się, bo cię wykupiłem, nazwałem cię twoim imieniem — moim jesteś! Gdy będziesz przechodził przez wody, będę z tobą, a gdy przez rzeki, nie zaleją cię; gdy pójdziesz przez ogień, nie spłoniesz, a płomień nie spali cię. Bo Ja, Pan, jestem twoim Bogiem, Ja, Święty Izraelski, twoim wybawicielem.” Izajasza 43,1-3. ZJ 270.6

Dla Jezusa charaktery Jego uczniów były otwartą księgą. Wiedział, w jak bolesny sposób wiara ich będzie wystawiona na próbę. Przez wypadki, jakie zaszły na morzu, pragnął dowieść Piotrowi, że jest słaby, a także unaocznić mu fakt, że jego bezpieczeństwo spoczywa w rękach Boga. Chrystus chciał również udowodnić, że wszelkie burze można przetrwać jedynie przy całkowitym wyrzeczeniu się pewności siebie i zdaniu się na Zbawiciela. To, co Piotr uważał za swój najmocniejszy punkt, okazało się jego największą słabością, i dopiero po przekonaniu się o niej Piotr mógł pojąć konieczność całkowitego poddania się Chrystusowi. Gdyby wziął do serca lekcję, której Jezus udzielił mu na morzu, z pewnością nie sprawiłby zawodu w chwili wielkiej próby, którą miał przebyć. ZJ 271.1

Bóg nieustannie poucza swe dzieci. W warunkach codziennego życia przygotowuje je do wkroczenia na większą scenę, aby tam odegrały role przewidziane przez Jego opatrzność. Właśnie wyniki codziennych prób decydują o zwycięstwie lub klęsce w przypadkach wielkich życiowych kryzysów. ZJ 271.2

Ci, którzy nie potrafią sobie uświadomić stałej zależności od Boga, skazani są na to, aby ulec pokusie. Możemy mniemać, że nogi nasze stoją na pewnym gruncie i że nic nas nie poruszy z miejsca. Możemy twierdzić z zaufaniem: “Wiem, w kim pokładam nadzieję, i nic nie jest w stanie zachwiać mojej wiary w Boga i w Jego Słowo”. Lecz szatan nie ustaje w swych zamysłach wykorzystania naszych odziedziczonych i nabytych cech charakteru, aby nasze oczy nie mogły dostrzec naszych potrzeb i wad. Jedynie przez poznanie własnych słabości i wytrwałe zwracanie wzroku na Chrystusa, będziemy mogli iść bezpiecznie przez życie. ZJ 271.3

W chwili, gdy Jezus wsiadł do łodzi, uciszył się wiatr, “a łódź od razu przybiła do brzegu, do którego płynęli”. Po tej nocy pełnej grozy nastał jasny dzień. Uczniowie oraz inni ludzie, którzy byli w łodzi, padli do stóp Jezusa i z wdzięcznością w sercach zawołali: “Zaprawdę, Ty jesteś Synem Bożym”. ZJ 271.4